– To jakiś koszmarny sen. Mam nadzieję, że się przebudzę – mówił przez łzy ubrany w pomarańczowy więzienny kombinezon pisarz Harry Nicolaides. Australijczyk greckiego pochodzenia był wykładowcą w latach 2003 – 2005 na uniwersytecie w Bangkoku. Pod koniec swojego pobytu napisał książkę o sytuacji społecznej i politycznej Tajlandii, w której sporo miejsca poświęcił monarchii.

Książka sprzedała się zaledwie w 50 egzemplarzach. Kiedy w sierpniu ubiegłego roku pisarz ponownie przyleciał do Bangkoku, został aresztowany. Zdaniem sędziego, krytykując monarchię, obraził majestat króla, za co powinien spędzić sześć lat w więzieniu. Ponieważ przyznał się do winy, wyrok został zmniejszony do trzech lat. – Chcę przeprosić, szanuję króla Tajlandii. Wiedziałem, że jest jakieś zawiłe prawo, ale nie sądziłem, że będzie się odnosiło do mnie – tłumaczył Nicolaides.

Obraza majestatu jest jednym z cięższych przestępstw w Tajlandii. Grozi za nie nawet 15 lat więzienia.

– Król to dla Tajów symbol, wokół którego jednoczy się całe społeczeństwo. Mimo że pełni funkcję reprezentacyjną, jest wielkim autorytetem moralnym, takim jak dla Polaków Jan Paweł II – tłumaczy „Rz” Jarosław Bronisz z biura podróży Itaka, który dwa lata mieszkał w Bangkoku.

– Wszystkie biura podróży ostrzegają turystów, że z króla nie można sobie robić żartów. Ale zdarzają się przypadki pijanych Anglików czy Holendrów, którzy dorysowują mu np. wąsy na plakacie, za co mogą ich spotkać poważne kłopoty. Na szczęście nie dotyczyło to nigdy polskich turystów – mówi Jarosław Bronisz. W tarapaty popadł natomiast Francuz polskiego pochodzenia, który, lecąc jednym samolotem z tajską księżniczką, odmówił zgaszenia światła.

– Aby nie doszło do obrazy rodziny królewskiej, żaden z zagranicznych przewodników nie może oprowadzać wycieczek po pałacu. O królu mogą opowiadać tylko Tajowie, a uczestnikom wycieczki ich słowa przekłada tłumacz, który musi mieć specjalne pozwolenie – opowiada Bronisz.

Chociaż obywatele obcych krajów mogą najczęściej liczyć na ułaskawienie, organizacja Amnesty International odnotowuje wzrost przypadków takich oskarżeń. Obecnie w toku są jednocześnie 32 sprawy o obrazę majestatu – najwięcej w historii.

Oskarżenie grozi m.in. dziennikarzowi BBC, który był moderatorem w dyskusji na temat tajlandzkiej polityki. Zdaniem AI w Tajlandii łamane jest prawo do wolności słowa.