Ma on zarządzać środkami o wartości 80 mld dol. – postanowili w piątek przywódcy Japonii, Chin i Korei oraz dziesięciu krajów stowarzyszonych w organizacji wolnego handlu ASEAN.

Prawie 80 proc. środków pochodzić będzie od rządów w Tokio, Pekinie i Seulu – trzech największych gospodarek regionu. Resztę zapewnią pozostali członkowie ASEAN. Fundusz zostanie powołany do życia do czerwca przyszłego roku.

Celem funduszu będzie przeciwdziałanie kryzysom finansowym spowodowanym problemami z płynnością. – Fundusz będzie służył nie tylko do ratowania walut będących w tarapatach – powiedział agencji Dow Jones sekretarz ASEAN Surin Pitsuwan.

Podczas piątkowego spotkania w Pekinie ministrowie finansów 13 państw postanowili także rozszerzyć istniejące już dwustronne umowy o wymianie walut. Uznali też, że należy stworzyć regionalną agencję nadzoru nad azjatyckimi rynkami obligacji.

Obecny kryzys przyspieszył realizację wcześniejszego projektu znanego jako inicjatywa z Chang Mai (CMI), przyjętego po kryzysie finansowym w Azji w latach 1997 – 1998.

Inicjatywa azjatyckich rządów zbiegła się z kolejnym fatalnym dniem na parkietach regionu. Mnożące się oznaki recesji oraz perspektywa ograniczenia przez OPEC wydobycia ropy wprawiły inwestorów w panikę.

Giełdowe tsunami zaczęło się w Tokio. Wartość indeksu Nikkei spadła o 9,6 proc., osiągając najniższy poziom od pięciu lat. Inwestorzy zaczęli realizować zyski m.in. z powodu szybkiej aprecjacji jena do dolara. Odbiło się to na wynikach eksporterów. Najbardziej odczuło to Sony, którego akcje staniały o ponad 14 proc., ciągnąc za sobą notowania konkurentów: Panasonica, Canona, Sharpa, Nikona czy Pioneera.

Ucierpiały też firmy motoryzacyjne. Jak wyliczyli analitycy, każdy spadek wartości dolara o jednego jena powoduje obniżenie rocznego zysku Toyoty o 292 mln euro. Traciły też pozostałe azjatyckie parkiety: Seul – 10,6 proc., Hongkong – 8,3, Bombaj – 10,96 proc., Szanghaj – 1,9 proc.