- Mam opinię doskonałego zarządcy funduszy rozwojowych od organizacji międzynarodowych. A opozycja nigdy nie była wiarygodna – podkreślał dotychczasowy prezydent, który sprawuje władzę w islamskim państewku od listopada1978 roku i wcale nie ma ochoty pójść na emeryturę. Startował w wyborach jako kandydat Partii Ludu Malediwów. Stawką jest władza nad 1196 wyspami, z których 202 są zamieszkane. Miejscowa ludność trudni się głównie łowieniem ryb oraz uprawia palmę kokosową i drzewo chlebowe. Część znajduje zatrudnienie w kurortach.
Gayoom rządził przez sześć kadencji z rzędu, startując w wyborach jako jedyny kandydat. Ostatnio postawił na turystykę i kraj zaczął sporo zarabiać dzięki gościom spragnionym widoków rajskich plaż. Na Malediwy płynął szerokim strumieniem zagraniczny kapitał, lokowany głównie w sektorze hotelowym. Mimo krytyk wspólnoty międzynarodowej, które nasiliły się na początku tej dekady, nie chciał zrezygnować z dyktatorskich metod rządzenia i wypuścić więźniów politycznych.
Zmienił zdanie dopiero po fali zamieszek antyrządowych w 2005 roku. Od tego czasu Malediwy zaczęły się powoli demokratyzować. Nie wszyscy zapomnieli jednak o winach Gayooma. W styczniu doszło do próby zamachu na prezydenta na ulicy Male, stolicy archipelagu. Po ujęciu przez policję zamachowiec tłumaczył, że tylko w ten sposób można „odkręcić go od stołka”.
Główny rywal prezydenta Mohamed „Anni” Nasheed z Partii Demokratycznej wybrał inną metodę walki z Gayoomem. To aktywista ruchu obrony praw człowieka, były więzień reżimu, w którego obronie występowała między innymi Amnesty International. W wyniku tortur, których był ofiarą w więzieniu, wyraźnie kuleje.
Nasheed, najpoważniejszy kandydat opozycji w wyborach, wskazywał podczas kampanii na rosnącą przepaść pomiędzy biednymi a bogatymi na Malediwach. Według niego na turystycznym biznesie wzbogaciła się głównie wspierająca Gayooma skorumpowana elita, skupiona w Male. - Bogactwem cieszy się 7 procent społeczeństwa. 70 procent żyje poniżej progu ubóstwa – mówił kandydat.
Poczucie krzywdy ubogich to woda na młyn nie tylko dla demokratów Nasheeda, ale również dla islamskich ekstremistów. W ubiegłym roku na Malediwach doszło do pierwszego w historii zamachu terrorystycznego. W parku w Male wybuchła bomba, raniąc 10 turystów. Do haseł islamskich, choć w bardziej umiarkowanej wersji, odwołuje się też Gayoom. Występując jako obrońca tradycyjnych religijnych wartości, zdobywa poklask głównie na prowincji, wśród ludności wiejskiej zajmującej mniejsze wyspy archipelagu.
Na Malediwach nie przeprowadza się badań opinii publicznej, więc wyniki wyborów były wielką niewiadomą. Faworytem internautów był kandydat opozycji: w sondażu na jednej z nielicznych lokalnych stron internetowych Nasheed zdobył 53 procent głosów, a Gayoom zaledwie 10 procent. Ten ostatni obiecał, że pokojowo odda władzę, jeśli przegra, ale zadbał, by jego następca nie był zbyt silny. W sierpniu podpisał nową konstytucję znacznie ograniczającą władzę prezydencką. Liczący 74 posłów parlament będzie miał między innymi prawo do blokowania prezydenckich kandydatów na członków rządu. Dlatego Nasheed podkreśla, że wybory do parlamentu, które mają odbyć się przed marcem, będą jeszcze ważniejsze od prezydenckich.
Uprawnionych do głosowania było około 209 tysięcy mieszkańców Malediwów. Wstępne wyniki będą znane dziś. Jeśli żaden z kandydatów nie zdobędzie 50 procent głosów, odbędzie się druga tura. Niezależnie od tego, kto wygra wybory, Malediwy pozostaną jednym z najbardziej żarliwych bojowników o ograniczenie efektu cieplarnianego. Wyspom, leżącym zaledwie dwa metry nad poziomem morza, grozi bowiem całkowite zalanie.
[ramka]Prawdopodobnie odbędzie się druga tura wyborów. Według sondaży, Gayoom wypadł najlepiej, ale nie osiągnął wymaganej większości. Uzyskał niespełna 40 procent głosów, podczas gdy jego główny rywal Nasheed - 26 procent.
[i]zyt[/i][/ramka]