Tłum demonstrantów, głównie z Mongolskiej Partii Demokratycznej, zaatakował budynki rządowe. Manifestanci podpalili siedzibę postkomunistycznej Mongolskiej Partii Ludowo-Rewolucyjnej (MPLR), w której znajduje się też prywatna telewizja. Potem usiłowali zablokować drogę straży pożarnej jadącej do płonącego budynku. W kierunku strażaków poleciały kamienie.

Milicja użyła broni i strzelała gumowymi kulami. W ruch poszły granaty z gazem łzawiącym i działka wodne. Nie powstrzymało to tysięcy demonstrantów.

Zdaniem opozycji MPLR kupowała głosy i stosowała rozmaite nieczyste sztuczki, byle tylko wygrać. – To nieprawda, wybory były wolne i uczciwe. Wzywamy do natychmiastowego przerwania tego chaotycznego protestu – mówił w telewizji premier Sandż Bajar. Przemawiał w studiu znajdującym się w płonącym budynku.

Zdaniem Bajara winę za protesty ponosi lider demokratów Cachiagijn Elbegdordż. – Wygłosił fałszywe oświadczenie, zwodzi ludzi i wznieca rozruchy – mówił premier. A rzecznik milicji oświadczył, że „demonstranci zachowują się jak chuligani, gwałcąc porządek społeczny”. Wieczorem prezydent wprowadził godzinę policyjną i zakazał jakichkolwiek zgromadzeń. Stan wyjątkowy ma trwać cztery dni.

Zdaniem przedstawicieli władz MPLR zdobyła 45 miejsc w 76-osobowym Wielkim Churale Państwowym. Mongolska Partia Demokratyczna miała otrzymać zaledwie 21 mandatów. Wczoraj podawano również inne dane – 46 i 26 miejsc. Centralna Komisja Wyborcza na oficjalne ogłoszenie rezultatów ma jednak czas do 10 lipca. – Kto udowodnił, że wynik wyborów jest nieuczciwy? Pracujemy zgodnie z zasadami prawa – mówił przewodniczący komisji Battułga Bataa.

Jednak opozycja twierdziła, że jest inaczej. – Nie zaakceptujemy tych rezultatów – stanowczo twierdził lider demokratów Cachiagijn Elbegdordż. – Mongolskie społeczeństwo głosowało za demokracją, a nie za MPLR, czyli byłymi komunistami – dowodził Magnai Odżonżargał, wiceszef mniejszej Partii Woli Obywatelskiej, wzywając do ponownego przeliczenia głosów w niektórych okręgach wyborczych w Ułan Bator. Jednak nie jest jasne, czego poza tym domagają się opozycjoniści.

Główne partie polityczne skoncentrowały kampanię wyborczą wokół sposobów zagospodarowania niedawno odkrytych złóż cennych surowców na pustyni Gobi – miedzi, złota i węgla. Proponują jednak różne rozwiązania: wydobycie przez przedsiębiorstwa państwowe bądź przez firmy prywatne.

Obecne ustawy pozwalają na tworzenie spółek wydobywczych z udziałem państwa do 50 proc. MPLR proponuje, by państwo musiało mieć co najmniej 51 proc. udziałów; demokraci chcą jednak, by co najmniej 51 proc. obejmowali inwestorzy prywatni. Ustępujący parlament nie był w stanie o tym zadecydować. Jeśli w nowym przewagę mieć będą postkomuniści, z pewnością przyjęta zostanie pierwsza propozycja.

Strona opozycyjnej Partii Demokratycznej

www.demparty.mn