Zofia Jacukowicz: Można powiedzieć, że tak było do II wojny światowej. W dzisiejszej Polsce osoba zarabiająca minimalne wynagrodzenie z trudem jest w stanie utrzymać siebie. Dla utrzymania rodziny płaca minimalna powinna wynosić co najmniej 2 tys. zł netto, tymczasem ponad połowa zatrudnionych zarabia poniżej tej kwoty.

To optymalna propozycja i nie należy traktować jej jako rewolucyjnej zmiany. W naszej historii od wielu lat płaca minimalna jest zaniżona, ale kilkakrotnie stanowiła 40 proc. płacy przeciętnej. W przekonaniu wielu środowisk niesłusznie utarło się przekonanie, że podwyższenie płacy minimalnej niesie ze sobą poważne koszty. Moim zdaniem podniesienie jej do poziomu 40 proc. płacy przeciętnej było w dzisiejszych warunkach koniecznością. Nie oznacza to pełnego zaspokojenia potrzeb materialnych najniżej zarabiających, bo ta podwyżka tego nie zapewni, ale usprawni zasady wynagradzania. Poniżej tej bariery płaca minimalna jest kategorią martwą, tzn. otrzymują ją ci, którzy nie wykonują pracy pełnowartościowej, w pełnym wymiarze czasu. Jeśli jednak ktoś otrzymuje obecną płacę minimalną za normalną pracę, to jest wyzyskiwany. Nie ma na tyle prostych prac, by tak nisko je opłacać.

Niestety nie działa tak, jak zakładano. Wydaje się, że zamiast skomplikowanych obliczeń opartych na wskaźnikach lepiej ustalić ścieżkę dochodzenia minimalnego wynagrodzenia do poziomu połowy płacy przeciętnej. Ja proponowałam, żeby pierwszym celem było osiągnięcie poziomu 45 proc. Ustawodawca może określić, że przez kolejne lata minimalne wynagrodzenie będzie podwyższane o tyle, żeby w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia zwiększało się o jeden punkt procentowy, lub o dwa punkty, aż do poziomu 45 proc. przeciętnej płacy. Wtedy można ocenić, czy jego dalsze podnoszenie jest celowe. Może się bowiem okazać, że taki poziom będzie sprzeczny ze społecznym poczuciem sprawiedliwości, a dla pracodawców stanie się zbyt dużym ciężarem. Będą zatrudniać ludzi na czarno lub tylko na część etatu, wymagając pracy w pełnym wymiarze.

To prawda, nie wiem, dlaczego wciąż tak się dzieje. Do takiej sytuacji nie należało w ogóle dopuścić. W praktyce prowadzi to do hamowania naturalnego wzrostu płacy minimalnej, a także ogranicza wzrost uzależnionych od niej świadczeń. Od wielu lat łączenie świadczeń socjalnych z wynagrodzeniem minimalnym jest argumentem przeciwko jego podwyższaniu. W ten sposób oszczędza się na waloryzacji świadczeń, ale wypacza minimalne wynagrodzenie. Jest to tak rozpowszechnione, że nawet w spółdzielniach mieszkaniowych wkład członkowski bywa wiązany z kwotą najniższego wynagrodzenia. Dziwne, że jeszcze wysokość diety poselskiej nie została od niego uzależniona.

To prawidłowość. Pracownicy zarabiający w sąsiednich przedziałach zarobkowych otrzymują proporcjonalne podwyżki. Gdyby płace przeciętne nie wzrosły, nie byłoby potrzeby tak znacznego podnoszenia najniższych zarobków. Przyczyną wzrostu przeciętnych wynagrodzeń nie są tylko awanse czy większa wydajność, po prostu wiąże się to ze wzrostem gospodarczym i lepszą sytuacją finansową firm. Jeśli wzrost płac nadal będzie się utrzymywał, to nie jest wykluczone, że pod koniec przyszłego roku płaca minimalna znowu spadnie do poziomu trzydziestu kilku procent w stosunku do przeciętnego wynagrodzenia. Nie jest to argument za hamowaniem tempa wzrostu płac, ale dodatkowe uzasadnienie potrzeby podwyższania płacy minimalnej.

Tak, ale w bieżącym roku, według GUS, jest to niewielki odsetek zarabiających, w sektorze przedsiębiorstw wynosi 1 - 2 proc. zatrudnionych. Więcej osób otrzymuje płacę minimalną w małych firmach, zatrudniających poniżej dziesięciu osób, które nie są objęte statystyką GUS. W nich właśnie częściej stosuje się wynagrodzenie w szarej strefie. Tym bardziej warto podnosić minimalną płacę.

Owszem, nie ratyfikowaliśmy art. 4 Europejskiej karty społecznej mówiącego o godziwym wynagrodzeniu za pracę i o zakazie dyskryminacji. Pod względem poziomu płacy nie spełnialiśmy tych wymagań, na szczęście ta ratyfikacja nie była konieczna. W krajach Europy Zachodniej pojęcie "płaca godziwa" jest bardzo szerokie. W odniesieniu do minimalnej próbowano w latach 80. wprowadzić w życie zasadę, że powinna ona odpowiadać 2/3 płacy przeciętnej. Prowadziło to do nadmiernego spłaszczania płac i do wynaturzenia tej kategorii wynagrodzenia. Europa ratowała się przed skutkami takich działań, przyjmując różne zastępcze rozwiązania. Wprowadzano dwa lub więcej poziomów płacy minimalnej, najczęściej różnicowanych zależnie od wieku pracownika (Holandia, Irlandia, Wielka Brytania). Wyższy poziom przysługuje dopiero robotnikom wykwalifikowanym. W Portugalii ustalana jest odrębna, niższa, kwota minimalnego wynagrodzenia dla służby zajmującej się prowadzeniem domu i dla dozorców. W tym wypadku obniżenie najniższego wynagrodzenia wynika ze świadczeń, jakie ci pracownicy otrzymują od pracodawcy, np. dach nad głową, wyżywienie, ubranie itd.

Oficjalnie są dwie stawki, ale płaca minimalna jest tak niska, że jej niższy poziom w praktyce nie jest stosowany. Gdyby kwotę płacy minimalnej określić na poziomie europejskiego minimum, to w dzisiejszych warunkach powinna ona wynosić powyżej 2 tys. zł. W naszym kraju płacę minimalną może dostawać każdy. Jeżeli popatrzeć na strukturę zarobków, okazuje się, że otrzymują ją nie tylko młodzi pracownicy, ludzie wykonujący proste prace czy podejmujący pierwszy raz zatrudnienie, ale nawet osoby w wieku przedemerytalnym. Zdarza się, że wynagrodzenie minimalne otrzymują osoby z wyższym wykształceniem. W naszych warunkach płace są bardzo oderwane od wartości pracy, jaką wykonuje się w zamian. W jednym zakładzie pracownik wykwalifikowany zarabia 1 tys. zł, w innym 4 tys. Brakuje systemu płac. Pracodawcy nie stosują już taryfikatorów kwalifikacyjnych określających stawki dla poszczególnych stanowisk. Dziś wielu z nich ustala wynagrodzenie bez reguł, na zasadzie: ja wiem, jak on pracuje, i tak mu płacę. Niestety, pracownicy godzą się na takie dysproporcje i nie domagają się jasnych zasad wynagradzania ich pracy.

Będzie tak tylko przez krótki okres, nisko opłacany pracownik będzie szukał lepiej płatnego zajęcia. Pracodawcy też powinni pamiętać, że nisko płatna praca zwykle jest wykonywana niechętnie i byle jak.