Sformułowana przez Ministerstwo Finansów propozycja brzmienia klauzuli obejścia prawa roi się od nieostrych określeń typu „prawdziwy cel zdarzenia gospodarczego" czy „rozsądnie działający podmiot". Mimo że niektóre z tych określeń zostały obszernie zdefiniowane, to nadal mogą być dowolnie interpretowane przez organy podatkowe. Pojawia się też odniesienie do „celu i istoty przepisów". Można się spodziewać, że fiskus za taki cel uzna pobranie jak największych kwot podatków. A przecież w polskich ustawach podatkowych nie istnieją preambuły nakreślające ich główne idee. W jaki sposób zatem ów cel precyzyjnie zidentyfikować?

Wątpliwości budzi też  odwoływanie się do zamiaru obejścia prawa przez podatnika. Odnosi się wrażenie, że każda próba racjonalizacji obciążeń podatkowych może być uznana za próbę obejścia prawa. Na podstawie projektu trudno stwierdzić, gdzie przebiega granica między agresywnymi optymalizacjami na krawędzi prawa  a wykorzystywaniem udogodnień istniejących w prawie podatkowym. W rezultacie może dojść do paradoksalnej sytuacji, w której np. zawiązanie podatkowej grupy kapitałowej zostanie uznane za próbę obejścia prawa – organy mogłyby to uznać za „nadmiernie zawiłe" i nierealizujące żadnego celu gospodarczego. Motywacja zastosowania takiego rozwiązania byłaby przecież tylko podatkowa.

Nader ogólne sformułowania w tych przepisach stwarzają jeszcze jedno ryzyko: w sporach z podatnikami administracja skarbowa, jeśli zabraknie jej argumentów, będzie  sięgała po klauzulę jako oręż zastępczy, ze złym skutkiem dla podatników. Obawiam się, że pojawi się pokusa, aby za pomocą klauzuli łatać luki w polskim systemie podatkowym i twierdzić, że cel i istota przepisów danego skutku (niekorzystnego z punktu widzenia fiskusa) nie przewidują.

—oprac. roch

Autor jest doradcą ?podatkowym z Deloitte