Wiadomość o umożliwieniu pełnego odliczania VAT od firmowych aut zelektryzowała tysiące firm. Dziś na kilka dni przed wejściem w życie nowych przepisów zapał podatników, którzy już liczyli zyski podatkowe, skutecznie gasi widmo nowej ewidencji.

Diabeł tkwi ?w szczegółach

– Zgodne z przepisami, które wejdą w życie 1 kwietnia, jednym z warunków pełnego odliczenia VAT od aut firmowych jest prowadzenie specjalnej ewidencji. W praktyce jej prowadzenie sprowadza się do absurdu – uważa Jerzy Martini doradca podatkowy, wspólnik w kancelarii Martini i Wspólnicy.

Jak zauważa ekspert, żeby skorzystać ze 100 proc. odliczenia VAT, firmy będą musiały dokumentować każde trzaśnięcie drzwiami. Będzie to wymagało m.in. każdorazowego spisywania licznika (ilość przejechanych kilometrów podczas danego przejazdu), opisania trasy, celu wyjazdu, podania nazwiska kierowcy. Marek Gorzycki, przedsiębiorca z Warszawy, zwraca uwagę na kolejne aspekty sprawy.

– Wielki problem będą mieli przedstawiciele handlowi, obsługujący kilkanaście i więcej punktów dziennie. Do ewidencji nie będzie można wpisać ogólnie np. jazda po Warszawie. Każdą trasę będzie trzeba opisać – zauważa przedsiębiorca. A to w prosty sposób przełoży się na czas, koszty i wydajność pracowników.

– Jeśli handlowiec będzie wypełniał ewidencję w czasie pracy, odwiedzi mniej punktów. A gdyby miał to robić po pracy będzie oczekiwał wynagrodzenia.

Ostrożnie szacując, dodatkowy roczny koszt takiej pracy może wynieść ok. 3000 zł. W dłuższej perspektywie koszty skonsumują zyski z pełnego odliczenia VAT – wylicza Marek Gorzycki.

Zdaniem Jerzego Martiniego treść przepisów dotycząca ewidencji sprawia wrażenie sabotażu. Jedną ręką resort finansów wprowadził narzucone przez unię pełne prawo do odliczenia VAT. A drugą zrobił wszystko, żeby maksymalnie zniechęcić podatników od korzystania z tego prawa.

Ustawowy sabotaż

Czy skutecznie? Okazuje się, że nawet bardzo.

– Już mamy sygnały, że klienci sami chcą zrezygnować z pełnego prawa do odliczenia VAT. Dotyczy to zwłaszcza firm posiadających duże floty aut – wyjaśnia Marek Sporny doradca podatkowy z BDO w Poznaniu. Powód jest jeden: absurdalna ewidencja i lęk przed konsekwencjami błędów, których uniknięcie przy tak wielu pojazdach jest praktycznie nieuniknione.

Przedsiębiorcy niepokoją się też o konsekwencje takiej decyzji. Zdaniem Marka Spornego firmy się boją, że rezygnacja z pełnego odliczenia tylko ze względu na ewidencję spowoduje konieczność tłumaczenia się przed fiskusem w innych podatkach, zwłaszcza w zakresie opodatkowania pracowników i kosztów podatkowych. I choć sam uważa, że urzędnicy powinni przyjąć takie wytłumaczenie, podatnik może mieć problem.

Roman Namysłowski doradca podatkowy Ernst & Young – choć zgadza się, że ewidencja będzie uciążliwa – stara się też zrozumieć ustawodawcę.

– Biorąc pod uwagę kreatywność polskich podatników, zwłaszcza jednoosobowych firm, trudno się dziwić, że MF chce mieć kontrolę na pełnym odliczeniem VAT od aut. Rezygnacja z wymogów oznaczałaby, że ograniczenie w korzystaniu z preferencji stałoby się fikcją – uważa Roman Namysłowski.

OPINIA dla Rz

Wiesława ?Dróżdż - rzecznik prasowy Ministerstwa Fianansów

Nowe rozwiązania w zakresie odliczania VAT od aut firmowych, które zaczną obowiązywać 1 kwietnia br., były szeroko konsultowane. Wszelkie uwagi i zastrzeżenia, które mogły być uwzględnione zostały uwzględnione. Przykładowo w toku prac zrezygnowaliśmy z obowiązku wpisywania w informacji o pojazdach wykorzystywanych wyłącznie w działalności gospodarczej (VAT-26) koloru auta. Zarzut, że wprowadzenie np. obowiązku tak szczegółowej dokumentacji miało na celu zniechęcenie podatników do korzystania z prawa do pełnego odliczenia VAT, jest niezasadny. Rozwiązanie miało na celu przeciwdziałanie nadużyciom. Zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony, który uzna obowiązek za zbyt uciążliwy.