Są pierwsze pozytywne dla podatników interpretacje w sprawie paliwa do służbowych aut używanych przez pracowników prywatnie. Wydaje się je jednak tylko firmom, które wygrały z fiskusem w sądzie. Reszta wciąż dostaje negatywne.
– To symbol zacietrzewienia fiskusa, który od czterech lat nie chce ustąpić podatnikom mimo całej serii przegranych sporów sądowych – ocenia Wojciech Jasiński, konsultant podatkowy w ATA Finance.
Czytaj także: Fiskus ustępuje po długiej walce
Całe paliwo w kosztach podatkowych bez dodatkowych badań samochodu
Chodzi o obowiązujący od 2015 r. przepis, z którego wynika, że jeśli pracownik jeździ prywatnie firmowym samochodem, pracodawca powinien naliczać mu co miesiąc zryczałtowany przychód. Jest to 250 albo 400 zł (w zależności od pojemności silnika). Ta zasada miała ułatwić życie firmom. Skarbówka zwietrzyła jednak okazję do dodatkowego zarobku. Uznała, że ryczałt nie uwzględnia wydatków na paliwo. Zdaniem urzędników pracodawca musi doliczać do przychodu pracownika także wartość zużytej przez niego prywatnie (i sfinansowanej ze środków firmy) benzyny. I opodatkować ją (18 lub 32 proc. PIT).
– Wykorzystywanie służbowych samochodów do prywatnych celów pracowników to powszechne zjawisko, a takie stanowisko skarbówki znacznie utrudnia ich rozliczenie – tłumaczy Wojciech Jasiński.
Fiskusa nie przekonuje argument, że nie da się dokładnie policzyć paliwa zużytego na cele służbowe i osobiste. Pracownik musiałby bowiem tankować benzynę przed przejazdem prywatnym i sprawdzać, ile jej zostało w baku w momencie rozpoczęcia wyjazdu służbowego.
Skarbówka pozytywne interpretacje wydaje tylko tym firmom, które przeszły przez całą drogę sądową od wojewódzkiego do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
– Gdy przedsiębiorca ma prawomocny wyrok, fiskus musi ustąpić. Cała batalia trwa jednak cztery lata. I mam wrażenie, że to jest przyczyną uporu urzędników. Może liczą, że sądy w końcu zmienią zdanie – mówi Hanna Filipczyk, doradca podatkowy w Enodo Advisors.
Firmom, które nie mają własnego wyroku, skarbówka pisze, że orzeczenia w innych sprawach nie są dla niej wiążące. Co więc mają zrobić?
– Jeśli chcą być bezpieczne, muszą skarżyć negatywne interpretacje – mówi Filipczyk.