Nie trzeba natomiast płacić podatku od rzeczy, po którą nikt się nie zgłosił i stała się naszą własnością. Tak wynika z pisma ministra finansów (odpowiedź na interpelację poselską nr 17 542/2013).
Co zrobić z telefonem, zegarkiem albo pierścionkiem pozostawionym przez rozprężonego słońcem plażowicza? Znalezione nie kradzione, ale trzeba go jednak zwrócić właścicielowi. Jeśli nie wiemy kto nim jest oddajemy gadżet policji albo np. w urzędzie miasta. Odkrywcy przysługuje za to znaleźne od właściciela w wysokości 1/10 wartości rzeczy.
Zdaniem ministra finansów jest to przychód z tzw. innych źródeł. Trzeba go wykazać w zeznaniu rocznym i po zsumowaniu z pozostałymi i obliczeniu dochodu naliczyć podatek według skali.
Podobnie jest z kwotą wynagrodzenia za znalezienie skarbu, czyli rzeczy mającej znaczniejszą wartość materialną albo wartość naukową lub artystyczną, która została znaleziona w takich okolicznościach, że poszukiwanie właściciela byłoby oczywiście bezcelowe.
Właściciel zguby wypłaca znalazcy nagrodę – jej wysokość to 1/10 wartości rzeczy
Co w sytuacji, gdy znaleziona rzecz stała się naszą własnością? Będzie tak, jeśli przez dwa lata nie zgłosi się chętny do jej odbioru (nie dotyczy to pieniędzy, papierów wartościowych, kosztowności oraz rzeczy mających wartość naukową lub artystyczną, te bowiem przechodzą na własność państwa).
Czy musimy zapłacić podatek od wartości znaleziska? Minister finansów twierdzi, że nie. Jego zdaniem wynika to z definicji przychodów, którymi są pieniądze i świadczenia „otrzymane lub postawione do dyspozycji podatnika".
Przypomnijmy, że szczegóły postępowania ze znalezionymi rzeczami są w kodeksie cywilnym oraz rozporządzeniu Rady Ministrów z 14 czerwca 1966 r.
Minister finansów wspomina też o planach wprowadzenia ustawy o rzeczach znalezionych. Zastrzega jednak, że nie zmieni ona zasad opodatkowania.