W poniedziałek 14 listopada doszło do ugody między budowniczymi Stadionu Narodowego a Skarbem Państwa. Zakończyła ona, po dwuletnich negocjacjach, spory o łącznie ok. 600 mln zł. Chodziło z jednej strony o kary umowne za opóźnienia i niewłaściwe wykonanie projektu, a z drugiej o roszczenia o zapłatę dodatkowego wynagrodzenia m.in. za wprowadzenie do projektu budowy około 16 tys. zmian. Pozew wniosło konsorcjum firm: Hydrobudowa Polska, PBG i trzy spółki z grupy Alpine, a także – jako osobny pozew Alpine Bau Deutschalnd Polska.

Jak zgodnie przyznają pełnomocnicy stron, do ugody doszło głównie w wyniku niespotykanej otwartości Sądu Okręgowego w Warszawie na polubowne zakończenie sporu. Sąd odszedł bowiem – na ile tylko mógł – od sztywnych biurokratycznych wymogów komunikacji ze stronami. Racjonalne podejście wykazała przede wszystkim sędzia sprawozdawca Agnieszka Owczarewicz.

– Aby wyjaśnić poszczególne aspekty sprawy, nie musieliśmy wysyłać pism z uzasadnieniem, wystarczył mail i telefon do urzędnika w sądzie – relacjonuje adwokat Wojciech Jarosiński, pełnomocnik kilku podwykonawców budowy.

Także radca prawny Marek Miller z Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa (reprezentującej Ministerstwo Sportu i Turystyki oraz Narodowe Centrum Sportu) nie kryje podziwu dla organizacji tej sprawy.

– Usłyszeliśmy od sędzi prośbę o streszczenie głównych argumentów w pięciu tezach. To nas trochę zaskoczyło, ale na plus, bo pozwoliło uporządkować skomplikowany spór – przyznaje Miller.

Sprawa rzeczywiście nie była prosta. Pierwszy pozew wraz załącznikami liczył blisko 400 tomów akt, a drugi – prawie 700. Łącznie liczyły ok. 220 tys. stron. Jak zgodnie przyznają pełnomocnicy stron, ten gigantyczny materiał znacznie zwiększyłby objętość, gdyby doszło do procesu. Na wyrok trzeba by czekać nawet kilkanaście lat. Byłoby to tym bardziej dotkliwe dla firm, że w trakcie budowy doszło do upadku firm z konsorcjum PBG/Hydrobudowy i Alpine.

– Tak szybkie zakończenie sporów pozwoli tym spółkom na pełną restrukturyzację – zauważyła adwokat Marta Mackiewicz, pełnomocnik konsorcjum.

Prezes sądu, sędzia Małgorzata Kluziak podkreślała, że w tej sprawie doszło do ugody, bo sąd „mówił ludzkim głosem" do stron.

– Ugodę zawdzięczamy podejściu sędzi referenta, która nie była sfinksem na sali sądowej – powiedziała prezes SO.

Zresztą ten sąd, obciążony około 6,5 tys. spraw gospodarczych rocznie, dość często zachęca strony sporów do polubownego ich zakończenia. Dysponuje specjalnymi pokojami do mediacji. Na korytarzach obok wejść do sal sądowych wiszą informacje o terminach dyżurów mediatorów. Jak przyznawali na czwartkowej konferencji sędziowie tego sądu, czasem do ugody dochodzi nawet w dniu wyznaczonym na posiedzenie z udziałem mediatorów.

– Wprawdzie kodeks postępowania cywilnego zobowiązuje sędziów do zachęt do ugody, ale najważniejsze jest, jak sąd robi to w praktyce. W naszej sprawie dał czas stronom na porozumienie – konkluduje Marek Miller.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.rochowicz@rp.pl