Toksyczne odpady pozostawione w wynajętym magazynie czy podrzucone do lasu to patologie, które mogą się niebawem skończyć. Dziś do nich dochodzi, gdyż pozwolenie na przetwarzanie odpadów bardzo łatwo uzyskać. Nikt nie sprawdza, czy dana firma jest w stanie prawidłowo zagospodarować np. niebezpieczne chemikalia. To się zmieni.
Za sprawą nowej ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym, która zmienia także przepisy o odpadach, wydanie odpowiednich zezwoleń będzie poprzedzone kontrolą wojewódzkiej inspekcji ochrony środowiska. Zmiany czekają przedsiębiorców już od 1 stycznia 2016 r.
Zgodnie z nowymi przepisami Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska sprawdzi zakład danego przedsiębiorcy na wniosek starosty lub marszałka województwa. Zależy, do kogo trafi wniosek przedsiębiorcy o wydanie odpowiedniego dokumentu. Marszałek jest właściwy dla bardziej ingerujących w środowisko zakładów i regionalnych instalacji przetwarzała odpadów. A starosta w pozostałych przypadkach.
Dzięki temu rozwiązaniu istnieje szansa na ochronę środowiska, które jest zatruwane przez oszustów. Zakładają firmy i dostają zezwolenia na przetwarzanie, bo nikt nie sprawdza, czy w ogóle mają zakład, w którym je unieszkodliwią. Później w ofertach dają niskie ceny, za które nie da się zagospodarować odpadów. Biorą więc pieniądze za zlecenie, a zabrane chemikalia, stare oleje i wiele innych niebezpiecznych substancji przewożą jedynie w inne miejsce, np. do lasu, na łąki albo porzucają w wynajętych magazynach. Potem firma znika, ktoś inny zostaje z problemem groźnych odpadów, które często przeciekają z porzuconych beczek do środowiska. Ceną wygrywają jednak z tymi, którzy rzeczywiście zajmują się przetwarzaniem odpadów.
– Liczę, że takie patologie za sprawą nowych przepisów znikną – mówi Daniel Chojnacki, radca prawny w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Dodaje, że zmian domagały się firmy z branży odpadów. Te bowiem, które działają uczciwie, nie są w stanie pozyskać do przetworzenia odpadów, bo sprzed nosa zgarniają im je oszuści podający w ofertach ceny stanowiące ułamek faktycznych kosztów.
Daniel Chojnacki zwraca uwagę, że wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska nie tylko sprawdzą, czy przedsiębiorca wnioskujący o zezwolenie ma w ogóle instalację. Skontrolują także, czy spełnia ona wymagania ochrony środowiska oraz czy jest w stanie przetworzyć deklarowaną przez przedsiębiorcę ilość odpadów.
– To ważne, żeby ograniczyć także wystawianie dokumentów powierzających wykonanie recyklingu, którego przedsiębiorca nie przeprowadził – wyjaśnia Daniel Chojnacki.
W praktyce zdarza się, że dana instalacja ma mniejsze moce przerobowe, niż podane w zezwoleniu. W rzeczywistości przetwarza więc mniej śmieci, a w sprawozdaniach i dokumentach potwierdzających recykling podaje większe ilości. Zarabia więc dodatkowo na wystawianiu jedynie dokumentów potwierdzających przetworzenie, którego w ogóle nie było. Odpowiedzialności unika, bo nie przekracza zawyżonych zdolności przetwórczych zawartych w zezwoleniu. Na papierze wszystko się zgadza.
Nowe przepisy budzą jedną wątpliwość. W razie negatywnej opinii inspekcji ochrony środowiska starosta bądź marszałek może odmówić wydania zezwolenia, chociaż nie musi.