Dyrektorzy pośredniaków z województwa małopolskiego w piśmie do ministra pracy alarmują, że publiczne pieniądze mogą być marnotrawione. Okazuje się, że mają problem z obsługą Krajowego Funduszu Szkoleniowego. Z KFS finansowane są szkolenia zawodowe pracowników – w tym roku na ten cel jest 40 mln zł, a w 2016 r. ponad cztery razy więcej. Brakuje jednak rozsądnych ograniczeń w wydawaniu tych pieniędzy.
Fala kursów
Pomysłowość firm szkoleniowych i pracodawców w tym zakresie nie zna granic.
– Firmy szkoleniowe zrobiły sobie z Funduszu łatwe źródło zarobku – mówi jeden z dyrektorów pośredniaka, który brał udział w przygotowaniu pisma do ministerstwa. – Docierają do nas głosy, że najpierw żądają od pracodawcy 500 zł za przygotowanie wniosku o sfinansowanie szkolenia, a później próbują nas przekonać, że księgowej w danej firmie potrzebne jest dwumiesięczne szkolenie realizowane przy jej stanowisku pracy przez wysoko wykwalifikowanego wykładowcę. Stąd też wysoka cena sięgająca 10 tys. zł. Albo że kilku pracowników zatrudnionych w kuchni lokalu gastronomicznego na tydzień przed złożeniem wniosku wymaga kosztownego szkolenia z obsługi klientów.
Jak zapewnia szef małopolskiego pośredniaka, urzędnicy nie mają obowiązku przyznawania pieniędzy na szemrane szkolenia. Bywa, że negocjują z pracodawcą i firmą szkoleniową obniżenie stawek za taki kurs, jeśli rażąco odbiega on od średnich stawek na danym rynku. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że wszystko jest mocno naciągane. Bywa, że pracodawcy, którzy nie dostali pieniędzy na szkolenie straszą urzędy pracy procesami.
Miliony w błoto
W tym roku Krajowy Fundusz Szkoleniowy ma 40 mln zł na finansowanie kursów podnoszących kwalifikacje zawodowe pracowników powyżej 45. roku życia. W przyszłym roku ma mieć prawie 180 mln zł na szkolenia wszystkich zainteresowanych bez względu na wiek. Można się więc spodziewać, że prawdziwy szał na kursy i szkolenia jeszcze przed nami. Dlatego szefowie pośredniaków proponują wprowadzenie dodatkowych ograniczeń przy wydawaniu tych pieniędzy. Przede wszystkim chodzi o ustalenie maksymalnych stawek zakupu takich szkoleń w przeliczeniu na godzinę kursu i uzależnienie jej choćby od rodzaju takiego szkolenia czy sposobu realizacji w trybie indywidualnym bądź grupowym. Pośredniaki apelują do ministerstwa także o przygotowanie wytycznych adresowanych nie tylko do powiatowych urzędów pracy, ale także pracodawców i firm szkoleniowych.
Jerzy Bartnicki - dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie
Mam wrażenie, że zdecydowana większość wniosków o sfinansowanie kosztów szkolenia z Krajowego Funduszu Szkoleniowego, jakie do nas wpływają, to próba wyłudzenia publicznych pieniędzy. Jak inaczej można ocenić szkolenie kilku pracowników w odległej miejscowości wypoczynkowej, które wygląda bardziej jak wyjazd integracyjny na koszt podatnika niż kurs podnoszący kwalifikacje. Przepisy są skonstruowane w ten sposób, że to pracodawca wybiera i podpisuje umowę z firmą szkoleniową, która nie musi mieć nawet żadnego certyfikatu. Jeśli takie szkolenie odbywa się na drugim końcu Polski, nie mamy możliwości skontrolowania jego przebiegu. Mam nadzieję, że po wyborach minister pracy wysłucha uwag urzędów pracy i zmieni te przepisy, aby publiczne pieniądze nie wyciekały na fikcyjne szkolenia.