Piotr K. prowadził własną firmę – warsztat samochody specjalizujący się w naprawie i renowacji samochodów amerykańskich.  Właściciel wszystkie czynności wykonywał sam, nie zatrudniał pracowników. Miał odpowiednie kwalifikacje – z wykształcenia jest mechanikiem zawodowym, ukończył też  kurs lakierniczy.

Interes szedł dobrze, przedsiębiorca miał wiele planów rozwoju firmy. Ich realizację przerwał wypadek samochodowy, w wyniku którego Piotr K. doznał rozległych obrażeń lewej nogi, m.in. zmiażdżenia stopy, amputacji palców, złamania kości piętowej z przemieszczeniem, złamania stawu skokowego. Trwały uszczerbek na zdrowiu wynosił łącznie 114 proc., bo do urazów fizycznych doszły problemy ze sfery psychicznej związane z trudnościami w adaptacji do zmienionych warunków życiowych.

Musiał zatrudnić pracownika

Ubezpieczyciel sprawcy wypadku przyznał poszkodowanemu 50 tys. zł zadośćuczynienia, odszkodowanie oraz rentę w wysokości 2240 zł tytułem zwiększonych potrzeb życiowych, m.in. kosztów rehabilitacji, zakupu leków, środków opatrunkowych, wizyt lekarskich, opieki oraz przejazdów do szpitala oraz na rehabilitację. Piotr K. uznał przyznane świadczenia za nieadekwatne do krzywdy i wymiaru poniesionej szkody. Zwłaszcza że renta była wypłacana tylko przez dziesięć miesięcy.

Tymczasem po wypadku K.  nie jest osobą samodzielną, nie może też wykonywać żadnych prac przy samochodach, bo stan jego stopy uniemożliwia stanie lub chodzenie bez pomocy kul ortopedycznych.  Aby móc w dalszym ciągu prowadzić warsztat, który jest jego jedynym źródłem dochodu, przedsiębiorca  zmuszony był zatrudnić pracownika i korzystać z usług firm zewnętrznych. To generuje koszty, których K. nie musiałby ponosić, gdyby był sprawny ruchowo.

Tego argumentu Piotr K. użył w pozwie przeciwko ubezpieczycielowi. Zażądał w nim podwyższenia  zadośćuczynienia oraz przyznania renty wyrównawczej w wysokości 4234 zł.  Domagał się także 48 560 zł z tytułu niewypłaconej renty.

Zarabia lepiej niż przed wypadkiem

W odpowiedzi zakład ubezpieczeń uznał, że żądanie jest wygórowane.  Jego zdaniem  podstawę prawną do zasądzenia renty wyrównawczej może stanowić jedynie różnica między przychodami, jakie powód uzyskiwał przed wypadkiem, a przychodami, jakie osiąga teraz. Takiej różnicy poszkodowany nie wykazał, a sam koszt zarobków zatrudnionego pracownika nie decyduje o zmniejszeniu dochodów Piotra K.

Sąd Okręgowy w Krakowie przyznał poszkodowanemu 178 tys. zł tytułem zadośćuczynienia z odsetkami oraz rentę bezterminową w wysokości 3324 zł. Nie uwzględnił natomiast żądania zapłaty renty wyrównawczej. Jego zdaniem mechanik utracił co prawda zdolność do pracy w wyuczonym i wykonywanym zawodzie, ale nadal prowadzi działalność gospodarczą przy pomocy innych osób i osiąga z niej dochody, nawet nieco wyższe niż przed wypadkiem.

– Rację ma zatem pozwany, podnosząc, że kwota 48 560 zł z tytułu nieprzyznanej renty mogłaby stanowić jedynie różnicę w przychodach, jakie powód uzyskiwał przed wypadkiem, a jakie uzyskuje teraz. Powód jednak na tę okoliczność nie zgłosił żadnych dowodów – stwierdził sąd, oddalając powództwo w tym zakresie.

Nie trzeba przedstawiać rachunków

Apelację od wyroku SO wniósł zarówno poszkodowany, jak i ubezpieczyciel, ale tylko pierwsza została uznana za uzasadnioną.

Sąd apelacyjny stwierdził, że zebrany w sprawie materiał dowodowy, w tym opinie biegłych, wskazuje, że Piotr K. potrzebuje permanentnej pomocy i rehabilitacji.  To powoduje  stale powtarzające się wydatki na zaspokojenie tych potrzeb. SA nie uznał argumentu ubezpieczyciela, że poszkodowany nie przedstawił żadnych rachunków za rehabilitację ani za dojazdy.

– Przyznanie renty z tytułu zwiększonych potrzeb na podstawie art. 444 §  2 kodeksu cywilnego nie jest uzależnione od wykazania, że pozwany potrzeby te faktycznie zaspokaja i ponosi związane z tym wydatki. Do przyznania renty z tego tytułu wystarcza samo istnienie zwiększonych potrzeb jako następstwa czynu niedozwolonego – stwierdził sąd apelacyjny, powołując się na orzecznictwo Sądu Najwyższego.

Ile mógłby zarabiać, a nie ile zarabiał

SA nie podzielił stanowiska sądu I instancji, że Piotr K. nie zasługuje na rentę wyrównawczą, bo nadal prowadzi działalność gospodarczą i osiąga z tego tytułu dochody w wysokości porównywalnej z tymi sprzed wypadku lub wyższe.

– Dla ustalenia, czy poszkodowanemu należna jest renta z tytułu utraty zdolności do wykonywania pracy zarobkowej, istotne jest porównanie wysokości uzyskiwanych przez poszkodowanego dochodów po doznaniu przez niego uszczerbku na zdrowiu z hipotetycznymi dochodami, jakie by uzyskiwał w chwili wyrokowania, gdyby do wypadku nie doszło, a nie odnosić aktualnych dochodów poszkodowanego do dochodów faktycznie uzyskiwanych przez niego przed wypadkiem. Należy bowiem uwzględniać również realny potencjał zarobkowy poszkodowanego podlegający rozwojowi w okresie kilku lat – stwierdził sąd apelacyjny.

Gdyby nie wypadek Piotr K.  nie ponosiłby dodatkowych kosztów zatrudnienia pracownika i  koszty jego działalności byłyby niższe. W konsekwencji  jego dochód byłby wyższy o koszt zatrudnienia pracownika – wyjaśnił sąd.

W efekcie podwyższył przyznaną przez sąd okręgowy rentę do  4710 zł oraz przyznał  44 188 zł z ustawowymi odsetkami tytułem wyrównania renty.

Na marginesie sąd zauważył, że Piotr K.  nie miał obowiązku kontynuowania działalności gospodarczej, ponieważ jest całkowicie niezdolny do pracy. Mógłby więc dochodzić renty w wysokości utraconych dochodów, a to byłoby mniej korzystne dla ubezpieczyciela.

Wyrok jest prawomocny.