Telemarketerzy czarowali swoich klientów, nie informowali precyzyjnie o szczegółach przyszłego kontraktu, stawiali na swój urok osobisty. Liczyli na zaskoczenie przedstawianą przez siebie propozycją handlową czy na drobne niedopowiedzenia. Ufny klient budził się w realu, gdy kurier przywoził mu czwarty telewizor, chińską choinkę plastikową czy kolejny komplet garnków ze Szwajcarii. Wszystko to należy już do przeszłości.
Nowe przepisy z jednej strony mają chronić konsumentów, gdyż oferty utrwalone w mailu czy na innym trwałym nośniku powinny wyeliminować niejasności i braki transakcji. Z drugiej jednak strony sprzedawca straci jeden z głównych atutów sprzedaży przez telefon, czyli możliwość szybkiego zawarcia kontraktu. Prawdopodobnie nowe zasady spowodują początkowo ograniczenie liczby telefonicznych biznesów, a tym samym uderzą finansowo w przedsiębiorców. Wzrosną też pewnie koszty transakcyjne. Jednak zyska pewność obrotu, zmniejszy się liczba reklamacji i wzajemnych pretensji. Ustawodawca słusznie wyszedł z założenia, że słowo pisane to więcej niż wypowiedziane. Czas z pewnością pokaże, że firmy dostosują się do powstałych warunków i odzyskają rynkowa pozycję w handlu na odległość. Tymczasem warto przeanalizować tekst „Nie wystarczy powiedzieć – tak", by poznać obowiązujące procedury zawierania umów przez telefon. Autorem jest Krzysztof Lehmann, główny specjalista w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumenta.
Zapraszam do lektury najnowszego wydania „Prawo w biznesie".