Najgorzej wypadają warszawskie sądy. Z doświadczeń prawników wynika, że proces przed stołecznym sądem pracy zajmuje średnio dwa lata.

Potwierdzają to doświadczenia czytelników. Jedna z pracownic, zwolniona w czasie urlopu wychowawczego, złożyła pozew jeszcze w marcu 2013 r. Do tej pory odbyły się tylko dwie rozprawy i sąd przesłuchał dwóch świadków. Następny termin w listopadzie. Zostanie na nim przesłuchana osoba, która była wzywana na wszystkie dotychczasowe rozprawy. Za trzecim razem może się uda.

Jest coraz gorzej

– W warszawskich sądach pracy sytuacja jest dramatyczna – potwierdza radca prawny Dawid Zdebiak, partner w kancelarii Gujski Zdebiak. – Pracownicy nie mają jednak alternatywy, gdyż pracodawcom nie zależy na polubownym załatwianiu sporu w razie wypowiedzenia umowy czy zwolnienia dyscyplinarnego.

Tak długo trwające procesy powodują jednak, że ochrona, jaką daje prawo, staje się iluzoryczna. Co z tego, że sąd przywróci zwolnionego do pracy po procesie trwającym kilka lat, skoro nie będzie miał on za co żyć.

Trudno znaleźć jeden powód pogarszającej się sytuacji w sądach. A że z roku na rok jest gorzej, potwierdzają statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości. Wynika z nich, że już co szósty pracownik, czyli ponad 8 tys. z 55 tys. osób, których procesy trwały przed sądem pracy w 2013 r., musiało czekać ponad rok na wydanie wyroku.

Reklama
Reklama

Nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, że w warszawskich sądach funkcjonuje instrukcja, w myśl której sąd musi wyznaczyć od sześciu do ośmiu rozpraw dziennie. W związku z tym może poświęcić od pół do półtorej godziny na każdą z nich. To za mało czasu, by przesłuchać wszystkich powołanych przez strony świadków. Sędziowie tłumaczą się jednak, że poświęcanie zbytniej uwagi jednej sprawie powoduje, że inni muszą czekać w kolejce. Spowoduje to więc dalsze narastanie zaległości.

Potrzeba ?więcej sędziów

– Moim zdaniem to kwestia dobrej organizacji procesu – komentuje ministerialne dane mec. Zdebiak. – Znam sądy, np. w Siedlcach, gdzie rozprawy są wyznaczane w ciągu miesiąca od złożenia pozwu, a kierownik sekretariatu zna wszystkie sprawy na pamięć. W warszawskich sądach bywa, że dopiero w dniu rozprawy okazuje się, iż zainteresowany pracownik nie został prawidłowo powiadomiony o jej terminie, tak więc trzeba czekać kolejne miesiące na następną.

– Zdarzyło się nam czekać półtora roku na pierwszą rozprawę – potwierdza radca prawny Grzegorz Ruszczyk, kierujący działem procesowym kancelarii Raczkowski i Wspólnicy. – Myślę jednak, że to nie kwestia procedury, która była zresztą zmieniana w 2012 r., by przyspieszyć procesy. To raczej efekt zbyt małej liczby sędziów rozpatrujących sprawy z zakresu prawa pracy. Najlepszym tego przykładem jest warszawski sąd na ul. Kocjana. Nie tak dawno trzeba było czekać 9–12 miesięcy na następne terminy rozpraw. Kiedy doszło tam dwóch sędziów, kolejne są wyznaczane w błyskawicznym tempie.