Kara umowna to nic innego jak dodatkowe zastrzeżenie w kontrakcie, w którym przedsiębiorcy postanawiają, że naprawienie szkody wynikłej z niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania niepieniężnego nastąpi przez zapłatę określonej sumy pieniężnej. Zastępuje ona odszkodowanie.
Problem polega jednak na tym, że wielu przedsiębiorców, zastrzegając w kontrakcie sankcję finansową, wpada w niezamierzoną pułapkę. Sądzą, że skoro kara zastępuje odszkodowanie, nie ma sensu wprowadzać dodatkowo możliwości występowania o nie. A to błąd. Dlaczego? Z prostej przyczyny. Przepisy kodeksu cywilnego mówią, że żądanie odszkodowania przekraczającego wysokość zastrzeżonej kary nie jest dopuszczalne, chyba że strony postanowiły inaczej. Oznacza to tyle, że w przypadku braku odmiennego zastrzeżenia przedsiębiorca będzie mógł żądać od kontrahenta wyłącznie kary umownej i nic poza tym. I to nawet jeżeli szkoda, która wynikła np. z niedostarczenia zamówionego towaru na czas, wielokrotnie przewyższa to, co powinien otrzymać tytułem kary. Dlatego zawsze warto zapewnić sobie możliwość zgłoszenia kontrahentów żądania odszkodowania przekraczającego wysokość zastrzeżonej kary umownej. I to już w samym kontrakcie.
Zastrzegając karę umowną, warto też pamiętać o tym, że daje ona wymierne korzyści, ale tylko wtedy, gdy jest dobrze skalkulowana. Gdy dojdzie do niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania, nie trzeba będzie wykazywać rozmiarów poniesionej przy tej okazji szkody. Ta będzie bez znaczenia, bo i tak przedsiębiorca dostanie pieniądze ?w określonej wysokości. Niezależnie zatem od tego, czy szkoda wynosi jedynie 5, 10, czy 50 proc., przedsiębiorca dostanie tyle, ile zostało zapisane w umowie. Czyli jeśli wartość zamówienia wynosiła 500 tys. zł, a zastrzeżona kara 20 proc., firma dostanie 100 tys. zł, nawet jeśli poniesiona przez nią szkoda kwotę tę przekracza.
Z drugiej strony firma dostanie pieniądze z tytułu kary nawet wtedy, gdy jej kontrahent nie zrealizuje umowy, a ona nie poniesie żadnej szkody. Potwierdza to uchwała Sądu Najwyższego z 6 listopada 2003 r. ?(III CZP 61/03), która ma moc zasady prawnej. Wynika z niej, że zastrzeżenie kary umownej na wypadek niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania nie zwalnia dłużnika ?z obowiązku jej zapłaty w razie wykazania, że wierzyciel nie poniósł szkody (w grę może jednak wtedy wchodzić miarkowanie kary).
Kalkulując karę umowną, przedsiębiorca powinien więc pomyśleć nie tylko o tym, jak ważna jest dla niego realizacja umowy, ale też o tym, co się stanie, jeśli do tego nie dojdzie. Czy poniesie jakąś szkodę i jak może być duża. O tym wszystkim przedsiębiorca musi pomyśleć jeszcze przed podpisaniem umowy. Potem jest za późno.
Dla tych przedsiębiorców, którzy sądzili, że nie ma sensu wyliczać, ile powinna wynosić kara umowna, lecz trzeba określić ją w maksymalnie wysokiej kwocie, nie ma dobrych wiadomości. To prawda, że kara umowna należy się w zastrzeżonej kwocie i to bez względu na wysokość poniesionej szkody. Prawdą jest jednak również to, że od zasady tej jest przewidziany w kodeksie cywilnym wyjątek. Kontrahent przedsiębiorcy ma możliwość domagania się zmniejszenia wysokości kary umownej. I to w dwóch przypadkach. Po pierwsze, gdy zobowiązanie zostało w znacznej mierze wykonane. Po drugie, gdy kara umowna jest rażąco wygórowana. Ocenę, czy kara jest w konkretnych okolicznościach rażąco wygórowana, mogą uzasadniać różne okoliczności, w tym relacja między wysokością kary a wartością robót ustaloną w umowie, ?w której ją zastrzeżono. O rażąco wygórowanej karze można np. mówić, gdy jest ona równa wysokości wykonanego z opóźnieniem zobowiązania, w związku z którym ją przewidziano, bądź do niej zbliżona.
Kalkulując karę umowną, przedsiębiorca powinien więc pamiętać, że jeśli będzie za niska, może się okazać, że nawet jeśli poniesie większą szkodę, nic więcej nie dostanie. I odwrotnie: jeśli będzie za wysoka, sąd może ją obniżyć.