Spółka inwestująca w sklepy wielkopowierzchniowe zażądała od spółki z branży obracającej nieruchomościami 200 tys. zł jako część kary umownej za naruszenie umownego zakazu konkurencji przez sprzedaż kolejnej działki innej sieci sklepów.

Czytaj także: Zakaz działalność konkurencyjnej - czy musi być zgoda wszystkich wspólników

Zakup z ograniczeniami

Powódka kupiła od pozwanej za 9,2 mln zł nieruchomość w Łodzi wraz z nowym budynkiem przeznaczonym na sklep, a sprzedawca zobowiązał się, że nie sprzeda innych działek, których jest lub będzie właścicielem, leżących w promieniu 5 km od sprzedanej, na cele prowadzenia dyskontu, marketu bądź hipermarketu branży spożywczej. Te ograniczenia miały go wiązać przez dziesięć lat, a za naruszenie każdego z zakazów miał płacić 1 mln zł kary umownej. Dwa lata później pozwany wynajął lokal w odległości 4,2 km od sprzedanej działki, w którym urządzono dyskont spożywczy, i to uruchomiło wezwanie do zapłaty kary umownej.

Sąd okręgowy uwzględnił powództwo w całości, a Sąd Apelacyjny w Łodzi werdykt utrzymał. Oba zgodnie uznały, że zakaz konkurencji nie wykraczał poza granice swobody umów z art. 353(1) kodeksu cywilnego i jest ważny.

Sąd Najwyższy, do którego odwołała się pozwana spółka, uwzględnił jednak część jej zastrzeżeń i nakazał SA ponowne rozpoznanie sprawy. Wskazał, że zakazy konkurencji mogą być zastrzegane nie tylko w umowach o charakterze trwałym (np. w kontrakcie menedżerskim), ale także w umowach sprzedaży, jeżeli mają związek z celem umowy. Transakcja jednorazowa może być np. ze względu na wysokość ceny sensowna ekonomicznie tylko w razie zastrzeżenia zakazu prowadzenia działalności konkurencyjnej.

Między przedsiębiorcami dopuszczalne są klauzule konkurencyjne nieekwiwalentne, czyli umowa obiektywnie niekorzystna dla jednej ze stron może być uznana za sprzeczną z zasadami współżycia tylko wtedy, gdy była wynikiem wykorzystania silniejszej pozycji kontrahenta.

– W tym przypadku zakaz konkurencji nie był wynikiem nadużycia przewagi kontraktowej kupującego, tym bardziej że była to kolejna umowa między stronami. Mimo to nie może być uznana za w pełni prawidłową – umowa nie może być instrumentem nadmiernego ograniczenia wolności lub uzależnienia kontrahenta – wskazał w uzasadnieniu sędzia SN Roman Trzaskowski.

Swoboda biznesu ma granice

– Niedopuszczalne jest krępowanie działalności gospodarczej w takim stopniu, że kontrahent traci choćby w części niezależność lub zagrożone są podstawy jego ekonomicznej egzystencji (umowy kneblujące, dławiące) – uzasadniał sędzia Trzaskowski. SN wskazał, że przy ocenie nadmierności zakazu może mieć znaczenie także jego proporcjonalność, czy nie wykracza on poza to, co jest konieczne w celu ochrony. SO i SA nie zbadały zakresu geograficznego ograniczenia, długiego okresu jego obowiązywania i surowości kary. Te elementy przemawiają przeciw dopuszczalności zakazu.

– Nie można zatem wykluczyć, że zakaz służył nie tyle ochronie konkretnej inwestycji, ile utrudnieniu dostępu do rynku konkurencyjnym sieciom sklepów wielkopowierzchniowych. Cel ten trudno uznać za uzasadniający tak daleko idące ograniczenie swobody przedsiębiorcy pozwanego – dodał sędzia. W konsekwencji SN zwrócił sprawę SA do ponownego rozpoznania.

Sygnatura akt: II CSK 58/18

Prof. Michał Romanowski Uniwersytet Warszawski, Kancelaria Romanowski i Wspólnicy

Założeniem systemu prawnego jest wolność kontraktowania i swoboda konkurencji. Dławienie kontraktowe polega zaś na nadmiernym skrępowaniu autonomii decyzyjnej osób i firm. Państwo nie może akceptować nadmiernego ograniczenia wolności, nawet jeżeli jest ono wyrazem w pełni swobodnej i świadomej decyzji zainteresowanego, tu: spółki zajmującej się obrotem ziemią. Wolność ogranicza słuszność (moralność) i bezpieczeństwo, a dopuszczalność ograniczenia wolności musi być proporcjonalna do celu. Ważny jest zatem kontekst wprowadzonego ograniczenia, a także ekwiwalentność świadczenia w zamian za ograniczenie. Do tego dochodzi wzgląd na interes publiczny, jakim jest istnienie konkurencji w gospodarce wolnorynkowej. Wyrok SN jest trafny.