Obowiązujące od 23 sierpnia 2013 r. nowe przepisy o ruchomym czasie pracy sprawiły, że przełożony może nakazać zatrudnionemu odpracować prywatne wyjścia, np. na papierosa. Jako pierwszy wykorzystał je mazowiecki Urząd Marszałkowski. Eksperci nie mają wątpliwości, że miał takie prawo.

Dymek nie popłaca

Nowelizacja kodeksu pracy, poza wprowadzeniem dłuższych okresów rozliczeniowych, znowelizowała art. 151. Zgodnie z nim odrabianie przerw na prywatne wyjście nie stanowi nadgodzin. – Ułatwia to odpracowanie przerw w pracy na załatwienie spraw osobistych – wyjaśnia Anna Gładoch, ekspert Pracodawców RP.

Nowe przepisy pozwoliły jednak zmusić do dłuższej pracy nałogowych palących zatrudnionych w mazowieckim Urzędzie Marszałkowskim. Ich przerwy na papierosa zaliczono do wyjść prywatnych. A te trzeba odpracować bez płacenia za nadgodziny. W efekcie jeśli pracownik urzędu chce wyjść „na dymka" w godzinach pracy, musi zostać pół godziny dłużej.

– Zgodnie z kodeksem pracy wyjścia prywatne powinny być odnotowywane przez pracodawcę. A palenie papierosów trudno uznać za obowiązek służbowy – tłumaczy Marta Milewska, rzecznik mazowieckiego Urzędu Marszałkowskiego. – Jeśli ktoś wychodzi kilka razy w ciągu dnia, by zapalić papierosa, to jest to jego wyjście prywatne. Tymczasem pracodawca płacić ma za pracę, a nie za przerwy w niej. Tym bardziej, że w wypadku osób palących kilka papierosów dziennie możemy mówić nawet o godzinnej absencji – dodaje Milewska.

Większość prawników nie ma wątpliwości, że urząd mógł tak zinterpretować przepisy.

Wątpliwe intencje

– Z tym że zwolnienie na załatwienie sprawy osobistej, np. na zapalenie papierosa, powinno odbywać się na pisemny wniosek – zauważa Patrycja Zawirska, radca prawny z K&L Gates Jamka.

Kilkunastu urzędników złożyło odpowiednie deklaracje.

Zdaniem Marii Kacprzak-Rawy z Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie nie doszło do uchybienia. Obecnie, kiedy pracownicy wielokrotnie wychodzą na papierosa, szef może je potraktować jako wyjścia prywatne.

Podobnie uważa Monika Gładoch, ekspert Pracodawców RP. Ubolewa jednak, że nowe przepisy wykorzystano przeciw pracownikom. Podkreśla, że wcześniej nie było podstaw prawnych do nakazania odpracowania takich przerw.

– Pracownicy wykorzystywali na palenie przerwy na posiłek i nie było konieczności, by zostawali dłużej – dodaje Grażyna Spytek-Bandurska, ekspert Konfederacji Lewiatan. Przyznaje jednak, że teraz mogą odpracowywać przerwy na papierosa.

Dominika Kozłowska, rzecznik Partnerstwa Polska Bez Dymu, zauważa jednak, że czas spędzony przez pracowników na papierosie to dla firmy konkretne straty. – Szacuje się, że nałogowcy spędzają dziennie ponad 40 minut na paleniu w czasie pracy. W roku to ok. 22 dni. Przepalają zatem drugi urlop – dodaje.     —współpr. bd

Opinia dla „Rz"

Marcin Zieleniecki Uniwersytet Gdański, katedra  prawa pracy

Nie ma podstaw do odliczania przerw na papierosa od wymiaru czasu pracy. Tym samym pracodawca nie może zobowiązać palaczy, by zostali pół godziny dłużej. Musiałyby być to bowiem płatne nadgodziny. Według kodeksu praca ma być wykonywana w sposób nieprzerwany. Wyjątek to wliczona do czasu pracy piętnastominutowa przerwa na posiłek oraz zwyczajowa, wpisywana do regulaminu, przerwa na lunch. Ale ta nie jest wliczona do czasu pracy. Ci z zatrudnionych, którzy pracują przy komputerze, mają też możliwość wykorzystania pięciominutowych przerw na odciążenie oczu. Te przerwy nie są przeznaczone na palenie, ale można je do tego wykorzystać. Ponadto choć można przyjąć, że pracownik nie świadczy pracy, kiedy pali, ale zgodnie z ustawą antynikotynową pracodawca musi mu zapewnić możliwość palenia w specjalnie wyznaczonym miejscu.