Znak Matador miał posłużyć niemieckiej spółce Heinrich Bauer Zeitschriften Verlag KG z Hamburga do oznaczania oprogramowania informatycznego, ale Urząd Patentowy odmówił rejestracji. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie i Naczelny Sąd Administracyjny potwierdziły decyzję UP (sygn. II GSK 1045/12)
Oznaczenie Matador było zarejestrowane od 2004 r. m.in. dla opracowania informatycznego na rzecz niemieckiej spółki w trybie Porozumienia Madryckiego o międzynarodowej rejestracji znaków. W 2006 r. firma zgłosiła go do rejestracji w Polsce. Jej znak okazał się jednak podobny do znaku towarowego słownego,
zarejestrowanego z pierwszeństwem od 1997 r. na rzecz Tomasza L. do oznaczania m.in. programów i oprogramowania komputerowego. W odmownej decyzji z 2011 r. Urząd Patentowy uznał, że są to znaki identyczne pod względem fonetycznym i znaczeniowym; różnią się wyłącznie graficznie. Nie można udzielić prawa ochronnego na znaki, których używanie mogłoby wprowadzić odbiorców w błąd. W 2006 r., czyli w dacie zgłoszenia Matadora przez niemiecką firmę, ważne było jeszcze prawo Tomasza L. do znaku Matador. Wygaśnięcie w 2007 r. prawa do tego znaku nie mogło mieć wpływu na decyzję, gdyż wygaszenie znaku wcześniejszego nastąpiło już po dacie zgłoszenia znaku późniejszego. Zgodnie z art. 123 prawa własności przemysłowej, liczy się stan prawny z daty zgłoszenia wniosku o rejestrację, a nie z dnia wydania decyzji w tej sprawie.
W skardze do WSA w Warszawie niemiecki przedsiębiorca zarzucił, że UP nie wyjaśnił, na czym mogłoby polegać wprowadzenie odbiorców w błąd w wyniku pojawienia się na polskim rynku oprogramowania informatycznego, należącego do niej pod znakiem Matador, skoro oprogramowanie firmy Tomasza L. nie jest sprzedawane od co najmniej czterech lat.
WSA stwierdził jednak, iż UP prawidłowo ustalił, że na dzień zgłoszenia znaku towarowego ochrona służyła znakowi Tomasza L. Wprawdzie wygasła ona w lutym 2007 r., ale gdy w 2006 r. niemiecka spółka zgłaszała swój znak, jeszcze obwiązywała i była istotną przeszkodą do rejestracji. Gdyby do niej doszło, na rynku mogłyby równolegle istnieć podobne znaki do oznaczania podobnych towarów — stwierdził sąd.
W skardze kasacyjnej do NSA niemiecka spółka wytknęła błędne ustalenie, że zachodziło ryzyko wprowadzenia odbiorców w błąd. — Wydając w 2011 r. decyzję o odmowie rejestracji, UP wiedział, że konkurencyjny znak wygasł w 2007 r., a dwuletni, dodatkowy okres karencji w 2009 r. — opowiadała w NSA pełnomocniczka skarżącej spółki.
NSA uznał jednak, że sąd pierwszej instancji prawidłowo ustalił stan faktyczny i prawny z daty zgłoszenia znaku przez niemiecką firmę.— Nie jest możliwe, aby w tym samym okresie istniało kilka praw wyłącznych do takiego samego oznaczenia — powiedziała sędzia Hanna Kamińska, uzasadniając, dlaczego NSA oddalił skargę kasacyjną niemieckiego przedsiębiorcy.