- Portale aukcyjne to dziś wielkie bazary oferujące produkty, których sprzedaż często narusza prawo własności intelektualnej. Czy z tym zjawiskiem trzeba się już pogodzić?
Czy producenci dali za wygraną i złożyli broń
?
Odpowiada Marcin Fijałkowski rzecznik patentowy, radca prawny z kancelarii Baker & McKenzi :
Na pewno tak nie jest. Właśnie w połowie lipca Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu zabrał głos w tej sprawie i mocno powiedział, że właściciel znaku towarowego może się zdecydowanie sprzeciwić sprzedaży w serwisie aukcyjnym próbek, testerów, podróbek i towarów bez opakowania.
Od czego zaczęła się cała sprawa?
Od dawna było wiadomo, że na portalach aukcyjnych sprzedaje się rzeczy nieoryginalne, próbki, testery. Producenci renomowanych towarów mieli z tym problem. Wchodzili np. na aukcję wpisując nazwę swojego kosmetyku i widzieli tam,
że sprzedawcy oferują podróbki albo produkty przeznaczone na rynek amerykański, a nie europejski, co stanowi naruszenie ich praw własności intelektualnej. Były też sprzedawane próbki i testery, które, mówiąc otwarcie, z reguły są wynoszone przez pracowników perfumerii. Dzieje się to tak, że producent czy dostawca przekazują perfumerii
100 próbek dla klientów, z czego np. znaczna część jest wynoszona przez jej pracowników. Potem to wszystko trafia na platformę aukcyjną, np. eBay. Dlatego też zdenerwował się m.in. koncern L’Oreal i zaatakował portal eBay, wytaczając mu sprawę przed brytyjskim sądem.
Czy to była pierwsza tego typu sprawa?
Na swój sposób była ona precedensowa. Wcześniej podobne procesy już się zdarzały, ale dotyczyły innego kontekstu, np. atakowano Google’a, który jest przecież wyszukiwarką. Tej sprawie towarzyszyły dodatkowe interesujące okoliczności.
Co właściwie firma kosmetyczna zarzuciła portalowi?
Portal eBay robił nie tylko to co Allegro, czyli dawał platformę, na której każdy może sobie założyć aukcję i sprzedawać co chce. Robił coś znacznie więcej.
On jeszcze kontraktował w Google’u tzw. reklamę sponsorowaną, czyli linki sponsorowane. Co to znaczy w praktyce?
Jeśli ktoś w Google’u wpisał nazwy kosmetyków L’Oreal dostępne tylko w Azji, to wyskakiwała informacja, że na eBayu znajdzie je bardzo tanio. Gdy się w to kliknęło, to pojawiała się lista linków do konkretnych aukcji na portalu eBay. Firma kosmetyczna przedstawiła 17 takich linków i okazało się, że w dwóch przypadkach sprzedawano podróbki.
Czyli eBay jakby pomagał skojarzyć kupca ze sprzedawcą.
Można tak powiedzieć. Portal mógł stwarzać wrażenie, że jest miejscem, gdzie można tanio kupić rzeczy naruszające własność intelektualną, czyli próbki, testery, towary z importu równoległego, które nie powinny być sprzedawane w Europie, czy wreszcie przedmioty podrabiane gdzieś w garażu czy stodole. Sprawa trafiła do wielu sądów w Europie, przy czym sąd angielski zadał Trybunałowi w Luksemburgu dziesięć pytań. Pytał m.in., czy sprzedaż próbek i testerów narusza prawa własności intelektualnej.
Co stwierdził Trybunał?
Uznał, że w takiej sytuacji nie dochodzi do tzw. wyczerpania praw do znaków towarowych i nie można takich rzeczy sprzedawać na aukcjach internetowych, a właściciel prawa do znaku towarowego, którego nazwa znajduje się na próbce lub testerze, może się przeciwstawić takiej sprzedaży.
Ale dlaczego powstała potrzeba uregulowania obrotu próbkami i testerami w świecie wirtualnym, przecież w tradycyjnym sklepie wiadomo, że nie są one na sprzedaż.
Z praktyki wynika, że to w obrocie wirtualnym najczęściej handluje się próbkami, testerami. Najczęściej są to niewielkie ilości kosmetyków. Sprzedający, który jest często pracownikiem perfumerii, wie, że nie może tego robić, więc chce zawrzeć transakcję w sposób, który pozwoli mu na zachowanie anonimowości.
W przeszłości poszedłby na bazar na Stadionie Dziesięciolecia. Teraz funkcję takich bazarów pełnią serwisy aukcyjne. Po prostu dziś wystawia się towar na portalu, np. eBay’u. Na serwisy aukcyjne trafia najwięcej podróbek. Pojawiają się też kosmetyki, które są sprzedawane bez opakowania. Zrodziło się więc pytanie, czy takie produkty można bez konsekwencji sprzedawać.
Jak Trybunał podszedł do sprawy sprzedaży towarów bez opakowania?
Jest ustawa o kosmetykach i odpowiednia dyrektywa, które mówią, że na opakowaniu powinny być pewne informacje dla konsumenta. Sąd powiedział, że jeśli nie ma tej informacji na samym produkcie, to nie można go sprzedawać bez opakowania.
Powiedział też coś więcej. Uznał, że gdy sprzedaż produktu bez opakowania naruszyłaby renomę właściciela znaku, to także nie można go sprzedawać na portalu aukcyjnym. Tak więc właściwie opakowanie powinno być integralną częścią produktu.
Jakie są dziś zasady odpowiedzialności serwisu aukcyjnego wobec właściciela znaku towarowego?
Zasadniczo właściciel znaku nie może sprzeciwić się temu, aby na serwisie aukcyjnym były sprzedawane jego produkty. Ma on utrudnioną też możliwość zaatakowania serwisu aukcyjnego z tego tytułu, że sprzedawane są na nim podróbki.
Serwis chroni zasada, że dopóki podmiot hostujący, a takim jest serwis aukcyjny, nie wie czy też nie ma wiarygodnych informacji o tym, że czyjeś prawa są naruszane, to nie ma obowiązku sam z siebie monitorowania oferowanych towarów, a przede wszystkim usuwania ich z aukcji.
Wszystkie serwisy aukcyjne zasłaniają się tą zasadą i właściciel jest prawie bezbronny. Jeśli serwisy dostaną wiadomość, że jakiś towar jest podróbką, to zostanie usunięty, ale jeżeli takiej wiadomości nie mają, to same z siebie tego nie zrobią, nie usuną podróbki.
A teraz, po tym co powiedział Trybunał Sprawiedliwości, co zmieni się w praktyce obrotu gospodarczego na platformach aukcyjnych?
Po orzeczeniu szefowie portali aukcyjnych będą na pewno musieli zastanowić się, czy mogą w równie agresywny sposób – jak to robił eBay – promować swój serwis aukcyjny. Jeżeli w przyszłości sąd krajowy uzna, że jakiś serwis przestał być neutralnym graczem, czyli niejako tylko pośrednikiem między sprzedającym a kupującym, to nie będzie mógł już korzystać z tego bezpieczeństwa, jakie daje mu dyrektywa o handlu elektronicznym.
Wyrok wymusi więc na portalach konieczność zachowania pewnej ostrożności w swoich działaniach. Serwisy aukcyjne będą musiały np. zacząć korzystać z dodatkowych programów filtrujących, które pozwolą na lepsze wyłapywanie oczywistych nadużyć. Będą musiały być aktywniejsze.
Jednak to uderzy w ich interesy.
Oczywiście, tak. Serwisy aukcyjne nie chcą tego robić, bo to oznacza dla nich ograniczenie przychodów, dodatkową pracę i ekstrakoszty. Wydaje się jednak, że nie mają wyjścia, i będą musiały wyjść naprzeciw właścicielom praw własności intelektualnej.
W przeciwnym razie narażą się na niebezpieczeństwo, że producenci zaczną serwisy aukcyjne pozywać o to, że świadomie pozwalają na naruszanie prawa właścicieli na ich „bazarze”.
Jakie sankcje będzie mógł zastosować sąd w stosunku do serwisów aukcyjnych naruszających prawa właścicieli sprzedawanych na nich produktów, czyli jak może przymusić do przestrzegania prawa w tym zakresie?
Sąd może zakazać sprzedaży, ale tylko podrobionych produktów, które zostały w sposób konkretny zidentyfikowane. Ale przecież dobrze wiemy, że identyfikuje się tylko promil podróbek. Reszta jest nadal sprzedawana.
Trybunał zapowiedział, że państwa Unii Europejskiej mają obowiązek udostępnić sądom narzędzia, których zastosowanie spowoduje ograniczenie sprzedaży podróbek na portalach aukcyjnych.
Czy rozstrzygnięcia Trybunału dotyczą tylko internetowych portali aukcyjnych?
Nie. Muszą je zastosować wszyscy sprzedawcy internetowi, bez względu na to czy działają w swoim imieniu czy są tylko pośrednikiem.
Rozstrzygnięcie Trybunału ma więc charakter kompleksowy i także prokonsumencki. Dotyczy każdej elektronicznej sprzedaży towarów.
- rozmawiał Jerzy Kowalski
Zobacz serwis: