Termin na wniesienie odwołania jest terminem zawitym, co oznacza, że jeśli wykonawca się z tym spóźni, to bezpowrotnie traci szanse na dochodzenie sprawiedliwości przed Krajową Izbą Odwoławczą. Przekonała się o tym ostatnio spółka z Piły, która chciała się odwołać od decyzji o odrzuceniu jej oferty w przetargu na przebudowę drogi. Krajowa Izba Odwoławcza doszła do wniosku, że nie może rozstrzygnąć sporu, gdyż wykonawca nie dochował terminu na wniesienie odwołania.

Informację o odrzuceniu oferty zamawiający przesłał spółce faksem 24 stycznia o godz. 16.50. Ponieważ chodziło o zamówienie o wartości poniżej tzw. progów unijnych, termin na wniesienie odwołania wynosił pięć dni i upływał 29 stycznia, czyli w sobotę. Odwołanie zostało zaś wniesione 31 stycznia, czyli w poniedziałek.

Przedsiębiorca argumentował, że faks od organizatora przetargu przeczytał dopiero 25 stycznia, gdyż dotarł do firmy po godzinach pracy. Skład orzekający zauważył jednak, że nie ma to żadnego znaczenia.

– Nie ulega wątpliwości, że czynność przesłania odwołującemu informacji o odrzuceniu jego oferty nastąpiła skutecznie 24 stycznia. Nie ma na powyższe wpływu, że wiadomość odwołujący powziął 25 stycznia – uzasadnił postanowienie z 3 lutego przewodniczący składu Paweł Trojan. Odwołał się do art. 182 ust. 1 pkt 2 prawa zamówień publicznych, zgodnie z którym termin na wniesienie odwołania liczy się od dnia przesłania informacji o czynności zamawiającego, a nie od dnia, w którym wykonawca się z nią zapoznał.

[b]KIO zwróciła uwagę, że na sytuację przedsiębiorcy nie wpłynął również fakt, iż koniec terminu przypadł na sobotę.[/b] Zgodnie z art. 115 kodeksu cywilnego, jeśli koniec terminu wypada na dzień ustawowo wolny od pracy, to termin upływa dnia następnego. Tyle że sobota nie jest dniem ustawowo wolnym od pracy, na co wielokrotnie zwracał uwagę Sąd Najwyższy (np. uchwała z 25 kwietnia 2003 r., III CZP 8/09). Jest nim niedziela.