Takie przekonanie wyraził [b]Sąd Najwyższy w wyroku z 16 września 2008 r. (II PK 26/08)[/b].
Według niego rozpoczęcie urlopu na żądanie przed udzieleniem go przez pracodawcę możemy niekiedy uznać za nieusprawiedliwioną nieobecność, stanowiącą ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków służbowych. A za takie przewinienie grozi podwładnemu w świetle art. 52 § 1 pkt 1 kodeksu pracy zwolnienie dyscyplinarne.
[srodtytul]Czekając na zgodę[/srodtytul]
Zgodnie z art. 167[sup]2[/sup] kodeksu pracy jesteśmy zobowiązani udzielić na żądanie zatrudnionego i w terminie przez niego wskazanym nie więcej niż czterech dni urlopu w każdym roku kalendarzowym. Pracownik zgłasza wniosek o urlop najpóźniej w dniu jego rozpoczęcia. Dotychczas przyjmowało się, że szef musi udzielić takiego urlopu, nawet jeśli jest mu to nie w smak.
Wyrok Sądu Najwyższego rzuca nieco inne światło na to zagadnienie. Zdaniem SN [b]nie bez powodu w cytowanym przepisie znalazło się postanowienie wskazujące na kompetencję szefa do udzielenia urlopu na żądanie. Wprawdzie jest on w zasadzie zmuszony dać ten urlop, ale bez jego zgody rozpoczęcie wypoczynku jest naruszeniem obowiązków pracowniczych.[/b]
[b]W świetle takiego rozumienia nie wystarczy telefon do działu kadr z informacją o rozpoczęciu urlopu czy nawet pisemny wniosek złożony kadrowej. Aby spokojnie rozpocząć urlop, musimy poczekać na zgodę pracodawcy. Co więcej, ten ostatni ma prawo odmówić, jeśli obecność zatrudnionego tego dnia jest niezbędna.[/b] Obowiązek udzielenia urlopu na żądanie nie ma bowiem charakteru bezwzględnego.
[srodtytul]Nawet ciężkie naruszenie[/srodtytul]
Wyrok zapadł w sprawie podwładnego, który w trakcie wypowiedzenia był na urlopie i został odwołany z niego na jeden dzień w celu rozliczenia się z firmą. Pracownik stawił się w pracy w wyznaczonym dniu, ale tylko po to, aby wziąć na ten dzień urlop na żądanie. Po złożeniu stosownego wniosku w kadrach i zostawieniu kluczy do swojego pokoju wrócił do domu.
SN uznał takie zachowanie za niedopuszczalne. [b]Zatrudniony nie czekając na zgodę pracodawcy, sam sobie udzielił urlopu. Wykazał w ten sposób lekceważenie poleceń przełożonego i tym samym – opuszczając w takich okolicznościach zakład – dopuścił się naruszenia podstawowych obowiązków służbowych, które zostało zakwalifikowane jako ciężkie.[/b]
SN dopuścił wprawdzie możliwość przeciwstawienia potrzeb pracodawcy, dla których nastąpiło odwołanie z wypoczynku, usprawiedliwionym potrzebom podwładnego. Jednak w tej konkretnej sprawie pracownik nie usprawiedliwił swojego postępowania dostatecznie przekonującymi argumentami.
Innymi słowy, jeśli szef nie dałby zgody na urlop z 167[sup]2[/sup] k.p., zatrudniony może mimo wszystko próbować z niego skorzystać, ale musi mieć silne argumenty za tym przemawiające. W razie sporu bowiem trzeba będzie przyrównać nasze racje do racji firmy i ocenić, co było ważniejsze.
[i]Autor jest asystentem sędziego w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego[/i]