Dotychczas dyscyplinarnie zwalniany pracownik otrzymywał tylko trzymiesięczne wynagrodzenie. Niektórzy pracodawcy wykorzystywali więc tę możliwość, żeby pozbyć się go z firmy. Szczególnie że łatwo było skalkulować koszty takiej operacji. Teraz, gdy pracownicy mogą się domagać większych pieniędzy, z pewnością niejednemu kierownikowi zadrży ręka, zanim podpisze zwolnienie.
– Wyższe odszkodowania z pewnością zmitygują pracodawców – stwierdził radca prawny Grzegorz Orłowski.
Wszystko za sprawą wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 27 listopada 2007 r. (sygn. SK 18/05)
. Trybunał uznał w nim, że osoby niesłusznie wyrzucone z pracy mogą się domagać odszkodowania w pełnej wysokości. W praktyce oznacza to znaczne podniesienie odszkodowania, do którego można teraz wliczyć koszty poszukiwania nowej pracy, dojazdów na rozmowy kwalifikacyjne, utraconych wskutek zwolnienia premii i nagród. Jeśli na lokalnym rynku jest np. duże bezrobocie, w rachubę wejdzie także wynagrodzenie za kolejne miesiące bez pracy. – Jestem przeciwnikiem tego orzeczenia, może ono doprowadzić firmy do bankructwa – mówi prof. Krzysztof Rączka z Uniwersytetu Warszawskiego. – Jestem za podniesieniem wysokości odszkodowania dla pracowników za bezprawne zwolnienie z pracy, jednak powinno być ono limitowane.
Wyrok TK wprowadza jednak nieograniczoną odpowiedzialność pracodawców.
Większość pracowników, którzy sądzą się ze swoimi pracodawcami o odszkodowanie za bezprawne zwolnienie, nie wie, że może zażądać przed sądem znacznie większych pieniędzy niż trzymiesięczne wynagrodzenie. Zdaniem sędziów, którzy zajmują się rozstrzyganiem tego typu spraw, wyrok TK nie dotarł jeszcze do opinii publicznej.
– Takie pozwy zdarzają się rzadko, jest ich obecnie mniej więcej tyle samo co przed orzeczeniem TK – zauważa sędzia Rafał Terlecki, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gdańsku. – Już wcześniej, jeszcze przed wyrokiem TK, pracownicy domagali się bowiem odszkodowań za cały okres procesu, gdy byli bez wynagrodzenia po utracie pracy. Podobne jest także uzasadnienie tych roszczeń.
Z naszej sondy telefonicznej wynika, że żadna taka sprawa nie trafiła np. do sądów rejonowych w okręgu bielskim. W Warszawie znaleźliśmy jedną, gdzie pracownik domaga się odszkodowania w wysokości wynagrodzenia, jakie otrzymałby w czasie trwania procesu. Podobnie jest w Przemyskiem. Tam członek zarządu, a jednocześnie pracownik lokalnej spółki, jako jedyny domaga się 130 tys. zł odszkodowania.
Zdaniem ekspertów, choć wyrok Trybunału zapadł na podstawie przepisów o zwolnieniu dyscyplinarnym, pracownicy zatrudnieni na czas nieokreślony będą się mogli domagać wyższych odszkodowań, a nawet przywrócenia do pracy, także w razie zwolnienia za wypowiedzeniem.
– Nie ma wątpliwości, że w każdym z tych przypadków chodzi o bezprawne działanie pracodawcy i powstawanie w ten sposób szkód u pracownika – zauważa Arkadiusz Sobczyk, radca prawny, adiunkt na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Wyrok Trybunału jest bardzo korzystny dla pracownika, a jednocześnie bardzo niebezpieczny dla pracodawców. Nie radzę nikomu teraz sięgać po dyscyplinarkę. Zwolnieni mogą się domagać odszkodowania w wysokości wynagrodzenia za cały czas pozostawania bez pracy. Firma będzie musiała zapłacić te pieniądze, gdy pracownik szukał nowego zatrudnienia, ale go nie znalazł. W takim przypadku wystarczy mu zaświadczenie z urzędu pracy, że pomimo zarejestrowania się jako bezrobotny poszukiwanie zatrudnienia się nie powiodło. Dotyczy to szczególnie osób w wieku powyżej 50 lat, bo one po utracie pracy bardzo często mają kłopoty ze znalezieniem nowej. Z dyscyplinarką w papierach jest to dla nich tym bardziej trudne.