Przez kilka miesięcy Jacek B. z Mazowsza handlował samochodami osobowymi marki Renault, które kupił po okazyjnej cenie. Były w dobrym stanie, więc liczył, że na nich zarobi. I nie przeliczył się – nie minęło pół roku, a wszystkie znalazły nowych właścicieli. Jakież było jego zdziwienie, gdy zainteresował się nim fiskus. Urzędnicy skarbowi zarzucili mu prowadzenie niezarejestrowanej działalności gospodarczej.

– Usłyszałem, że jestem przedsiębiorcą, bo kupiłem samochody z myślą o ich dalszej odsprzedaży. Działałem więc w sposób z góry zaplanowany i nastawiony na zysk – opowiada Jacek B., który musiał zapłacić podatek dochodowy na zasadach ogólnych, czyli według progresywnej skali podatkowej.

O tym, że tak można zakwalifikować obroty osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej uzyskiwane ze sprzedaży rzeczy (np. książek, rowerów czy samochodów), przekonały się osoby, które do niedawna jeszcze sprzedawały więcej niż jedną nieruchomość (np. kilka działek). Urzędnicy traktowali taką sprzedaż jako działalność gospodarczą i kazali płacić 22 proc. VAT. Dopiero wyrok NSA w składzie siedmiu sędziów z 29 października uznał, iż tego rodzaju sprzedaż nie ma cech działalności gospodarczej (por. I FPS 3/07).

Niestety, urzędy skarbowe mogą postawić zarzut prowadzenia niezarejestrowanej działalności gospodarczej także na gruncie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT). Wystarczy sprzedawać z ogłoszenia lub w Internecie rzeczy, aby skarbówka potraktowała przychód jak uzyskany z działalności gospodarczej. A wtedy natychmiast sprawdzi, czy nie ma zaległości w zaliczkach na podatek dochodowy. Przy ich liczeniu uwzględni oczywiście kwotę wolną od podatku. Obowiązek uiszczenia zaliczek w ciągu roku powstaje bowiem dopiero gdy dochód ją przekroczy (w tym roku – 3015 zł). Od tego więc, ile zarobiliśmy na sprzedaży np. roweru, będzie zależało, czy fiskus udowodni nam istnienie zaległości podatkowej.

Ustawa o PIT nie pozostawia wątpliwości: opodatkowana działalność nieprofesjonalna, to – zgodnie z art. 10 ust. 1 pkt 8 lit. d – nieodpłatne zbycie rzeczy ruchomych przed upływem sześciu miesięcy od ich nabycia. Potem korzysta z wyłączenia od podatku z tego źródła przychodów. Problem polega jednak na tym, że opodatkowanie wystąpi zawsze, jeśli organy przekwalifikują sprzedaż na działalność gospodarczą. Tu czas między nabyciem a sprzedażą nie ma już znaczenia.

Jak zatem uniknąć kłopotów? Osoby, które w tym roku osiągały zyski z zarobkowej sprzedaży rzeczy, powinny doliczyć je do innych dochodów, wykazać w zeznaniu rocznym (w PIT) i opodatkować łącznie – według progresywnej skali podatkowej, nie czekając, aż urząd je do tego zmusi. Ci zaś, którzy prowadzą już działalność gospodarczą (ale w innym zakresie) i rozliczają się z fiskusem według liniowej, 19-proc. stawki, w razie przekwalifikowania ich dochodów ze zbycia rzeczy mogą liczyć na to, że organ pozwoli im zapłacić daninę według tej stawki.

Ci, którzy nie prowadzą zarejestrowanej działalności gospodarczej, a organ podatkowy ich przyłapie, zapłacą podatek według skali podatkowej, a mogą wejść nawet w 40- proc. stawkę. Wtedy muszą złożyć PIT-36, przewidziane dla prowadzących działalność gospodarczą – także jeśli rozliczają się ze współmałżonkiem. Nie muszą natomiast rejestrować działalności w urzędzie gminy.

Niestety, urząd może ukarać ich grzywną za brak aktualizacji NIP, bo prowadzili niezarejestrowaną działalność.

Marek Kolibski, doradca podatkowy w kancelarii Ożóg i Wspólnicy

Można znaleźć wiele argumentów przeciwko takiemu twierdzeniu. Nie można bowiem powiedzieć komuś, że w sposób profesjonalny, zorganizowany i ciągły prowadzi działalność gospodarczą, tylko dlatego, że wyprzedaje majątek swój lub rodziny albo sprzedaje rzeczy, z których nie korzysta. Z drugiej strony działalność wielu osób rzeczywiście polega na zarobkowym, lecz niezarejestrowanym handlu rzeczami ruchomymi bądź nieruchomościami. Są więc narażone na spór z organami.