Przedsiębiorstwa mierzą się codziennie z koniecznością zarządzania ryzykiem, dlatego częściej zaczynają „mierzyć i ważyć" swoje ryzyka, a następnie rozważają, co z nimi zrobić. Przy okazji ubezpieczenia mienia można je ograniczyć. Ocena ryzyka wykonywana jest dla każdego ubezpieczającego, z tym że w innej formie. Jak mówi Paweł Leitner z Generali, w ubezpieczeniach masowych (komunikacyjne, domów i mieszkań) ocena jest wykonywana na zbiorze; jest to tzw. ocena aktuarialna. Natomiast w ubezpieczeniach przemysłowych, gdzie zbiory ryzyk są zbyt małe, aby stosować metody statystyczne, praktycznie każde ryzyko (przedsiębiorstwo) ocenia się indywidualnie.

– Celem zarządzania ryzykiem ubezpieczeniowym (technicznym) jest danie klientowi odpowiedniej świadomości postrzegania ryzyka, aby można było osiągnąć przewagę konkurencyjną poprzez podjęcie go w większym wymiarze niż pozostałe podmioty rynkowe i zrobić to w sposób niezagrażający płynności funkcjonowania firmy – twierdzi Piotr Sochacki z PZU.Każde ryzyko ma swoją cenę, wyceną zajmują się underwriterzy. Ich pracę wspierają inżynierowie. Do underwriterów należy ostateczna wycena składki, ale robią to na podstawie informacji otrzymanych od inżynierów.

Siła analizy

Wymogi ustawowe dotyczące np. ochrony ppoż. skupiają się głównie na ratowaniu życia i zdrowia ludzkiego. Podejście ubezpieczyciela jest szersze i wiąże się z troską o mienie klienta, zachowanie ciągłości produkcji oraz zapewnienie ochrony z tytułu odpowiedzialności cywilnej.

– Ocena ryzyka pozwala zdiagnozować słabe punkty w firmie, np. niewłaściwe zabezpieczenia procesów technologicznych, brak procedur bezpieczeństwa czy niedostateczne zabezpieczenia przeciwpożarowe, a następnie określić sposoby zmniejszenia ekspozycji na ryzyko do poziomu akceptowalnego przez klienta i ubezpieczyciela – mówi Adam Grzybowski z AIG.

Jak podaje Bohdan Grabski z Gras Savoye, analiza ryzyka przebiega dwuetapowo. Na początku inżynier ryzyka prosi klienta o dokumenty, takie jak książki obiektów, przeglądów, ankiety BHP czy elektryka. Po przejrzeniu dokumentacji przystępuje do analizy ryzyka, dokonując wizytacji, wykonując zdjęcia obiektów oraz wyjaśniając z klientem dodatkowe kwestie. Analiza taka różni się w zależności od profilu działalności klienta. Zalecana jest dla firm produkcyjnych, niezależnie od wielkości. Najczęściej obejmuje budynki, instalacje, produkcję, magazynowanie, transport wewnętrzny, kwestie związane z materiałami niebezpiecznymi, zabezpieczenia przeciwpożarowe i przeciwkradzieżowe.

W przypadku nieprawidłowości, niezgodności z wymogami prawa czy też możliwości poprawy bezpieczeństwa inżynier wskazuje ubezpieczającemu obszary, które powinny zostać usprawnione. Zalecenia takie są dodatkową wskazówką co do poziomu ryzyka dla osoby wystawiającej polisę, ale leżą też w interesie ubezpieczonego, jako że poprawa zabezpieczeń nie tylko wpływa korzystnie na wysokość składki, ale też zmniejsza ryzyko szkody i ponoszenia innych kosztów, takich jak udział własny czy straty następcze, które nie zawsze są ubezpieczane.

Jak ograniczyć

Coraz częściej zmienia się optyka współpracy z ubezpieczycielem nie tylko po szkodzie, ale i przed nią. Potrzeby klientów wykraczają poza ochronę ubezpieczeniową. Dziś firmy oczekują od ubezpieczycieli eksperckiej i partnerskiej współpracy w zarządzaniu ryzykiem, i to na różnych etapach.

– Często na podstawie analizy ryzyka dokonuje się mapowania ryzyk, co oznacza, że określane jest na mapie ryzyka prawdopodobieństwo wystąpienia danego zdarzenia oraz koszt z nim związany – tłumaczy Bohdan Grabski. – Następnie, w zależności od uplasowania danego ryzyka na mapie, podejmowana jest decyzja, czy ryzyko zostanie przeniesione na rynek ubezpieczeniowy, czy może bardziej opłacalne będzie zatrzymanie go w przedsiębiorstwie i utworzenie specjalnego funduszu szkodowego czy przynajmniej ustalenie franszyz/udziału własnego na wyższym poziomie.

Dzięki inżynieryjnej ocenie ryzyka można szukać rozwiązań eliminujących ryzyko, np. zmieniając technologię produkcji. To w wielu przypadkach jest niemożliwe, dlatego znacznie częściej przedsiębiorcy decydują się na działania prewencyjne, których celem jest minimalizacja ryzyka. W ten sposób ogranicza się prawdopodobieństwo wystąpienia szkody lub skalę jej konsekwencji.

– Mniejsze ryzyko to mniejsze koszty działalności, bez względu na to, czy firma decyduje się pozostawić ryzyko na udziale własnym (możliwa szkoda jest mniej prawdopodobna), czy transferuje je na towarzystwo, co zazwyczaj skutkuje lepszymi warunkami ubezpieczenia czy niższą składką – mówi Zbigniew Żyra, prezes Hestia Loss Control, spółki zajmującej się inżynierską wyceną ryzyka. – Mniejsze ryzyko jest łakomym kąskiem dla towarzystw, dlatego ubezpieczyciele coraz częściej pracują wspólnie z ubezpieczonym nad jego minimalizacją.

Małe szkody a udział własny

Można zachować ryzyko na udziale własnym bez zastosowania środków prewencji je zmniejszających. Udział własny to część szkody, jaką przedsiębiorca pokrywa z własnych środków To racjonalne podejście, pod warunkiem że potencjalne szkody nie przekroczą określonego poziomu, tzw. apetytu na ryzyko.

Przykład

Firma ze względu na małe prawdopodobieństwo wystąpienia szkody dobrowolnie rezygnuje z ubezpieczenia kluczowych maszyn i urządzeń od awarii, płacąc jednocześnie składkę za często występujące uszkodzenia taśmociągów. Byłoby to ekonomicznie uzasadnione, gdyby nie to, że konsekwencją uszkodzenia taśmy jest strata maksymalnie kilku tysięcy złotych, natomiast w przypadku awarii kluczowej maszyny straty wynikające z przestoju lub ograniczeń w działalności liczone są w milionach złotych.

– Doświadczenie pokazuje, że na udział własny przedsiębiorcy mogą i powinni brać drobne ryzyka, skutkujące niewielką stratą finansową – wyjaśnia Zbigniew Żyra. – Potencjalnie dużych szkód nie powinni brać na swoje barki menedżerowie rozsądnie zarządzanej firmy, gdyż już jedno zdarzenie może przynieść ich organizacji opłakane skutki.