Przedsiębiorcy, którzy rocznie wprowadzają na polski rynek do 1 tony toreb foliowych, kartonów, butelek, będą zwolnieni z opłaty produktowej. Wnoszą ją firmy, które nie przekażą do recyklingu wymaganej ilości zużytych opakowań. A np. każdy brakujący kilogram tworzyw sztucznych kosztuje ponad 2,7 zł. Zaoszczędzone pieniądze zostaną jednak potraktowane jako dozwolona pomoc publiczna (de minimis). A z niej trzeba się rozliczyć.

To nie jest ułatwienie

Pozorne odciążenie, np. osiedlowych sklepików, wprowadza uchwalona właśnie przez Sejm ustawa o gospodarce opakowaniami i odpadami opakowaniowymi. Zgodnie z nią wartość pomocy de minimis ma odpowiadać kwocie zwolnienia z zapłacenia za brak recyklingu butelek czy torebek. Przedsiębiorcy, którzy skorzystają z nowego rozwiązania, dołożą sobie jednak obowiązków. Informacje o skorzystaniu ze wsparcia do 15 marca każdego roku trzeba przekazać właściwemu marszałkowi województwa. Eksperci twierdzą, że z obawy przed biurokracją wielu sklepikarzy wniesie opłatę.

Daniel Chojnacki, radca prawny w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka, przyznaje, że nowy przepis nie jest ułatwieniem. Zaznacza jednak, że to regulacje Unii Europejskiej wymuszają zaliczanie tych zwolnień do pomocy publicznej.

Z tym że celem nowej ustawy nie było ułatwianie życia przedsiębiorcom, ale ograniczanie praktyk związanych z fikcyjnym przetwarzaniem odpadów z opakowań. Chodzi o sytuacje, gdy firma zajmująca się recyklingiem wystawia dokumenty potwierdzające przetworzenie np. 10 ton butelek, mimo że w rzeczywistości w ogóle tego nie zrobiła.

Nadzoru nad gospodarką takimi odpadami mają dopilnować marszałkowie województw.

Walka z patologiami

Poprowadzą oni rejestr, w którym znajdą się firmy wprowadzające na rynek np. napoje w puszkach czy butelkach. Do takiej bazy trafią też recyklerzy odpadów. Dzięki systemowi marszałkowie powinni śledzić obieg dokumentów związanych z recyklingiem opakowań.

Krzysztof Kawczyński z Krajowej Izby Gospodarczej zauważa, że aby taki system nadzoru był skuteczny, musi zostać zinformatyzowany. A na dzień dzisiejszy marszałkowie nie są do tego przygotowani i w efekcie zadziała on najwcześniej za kilka lat.

– Obecne regulacje też pozwoliłyby walczyć z patologiami, gdyby nie zawodziła egzekucja prawa – dodaje.

Inspekcja ochrony środowiska co prawda kontroluje dokumentację firmy, ale nie weryfikuje możliwości przerobowych przedsiębiorców. Dlatego rynek mają także kontrolować audytorzy. Odwiedzą oni np. huty szkła.

– To dobry pomysł, ale diabeł tkwi w szczegółach – mówi Jakub Tyczkowski z Organizacji Odzysku Rekopol.

Zakres takiego audytu zostanie dopiero określony w rozporządzeniu do ustawy, i nie wiadomo, co się w nim znajdzie. Tyczkowski obawia się też, że bez wprowadzenia kar dla audytorów źle wykonujących swoje obowiązki taka dodatkowa kontrola pozostanie fikcją.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora, l.kuligowski@rp.pl

500 tys. za brak selektywnej zbiórki

Zgodnie z przepisami tzw. ustawy opakowaniowej przedsiębiorca, który uzyska wpis do rejestru marszałka, otrzyma specjalny numer. Ma się nim posługiwać na dokumentach związanych z obrotem opakowań, w tym odpadów z puszek czy butelek. Za brak wpisu będzie groziła kara od 5 tys. zł do 500 tys. zł. Ma to odstraszać firmy od działania poza systemem kontroli.

Kary czekają też przedsiębiorców, którzy sami wpiszą się do rejestru, ale będą sprzedawać produkty w opakowaniach od niezarejestrowanego dostawcy. Hurtownik czy sprzedawca detaliczny narazi się wówczas na karę od 5 tys. zł do 20 tys. zł. A duże sklepy o powierzchni powyżej 2 tys. mkw., które nie będą prowadzić selektywnej zbiórki, np. butelek po napojach, które mają w ofercie, zapłacą od 10 tys. zł do 500 tys. zł.