Czuję się w obowiązku sprostować ewidentne przekłamania i okoliczności niemające odzwierciedlenia w rzeczywistości, jakie zamieszczone zostały w artykule radcy prawnego Roberta Walczaka pod tytułem „Ile kosztuje akt notarialny" opublikowanym 5 lutego 2013 r. na łamach „Rzeczpospolitej".

Nie jest moim zadaniem polemizowanie z autorem co do meritum zagadnienia związanego z zasadnością pobierania przez notariuszy wynagrodzenia na podstawie § 16 rozporządzenia ministra sprawiedliwości z 28 czerwca 2004 r. w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej, albowiem problem ten rozstrzygany jest przez sąd i to właśnie sąd powołany jest do ustalenia, czy podstawa pobierania takiego wynagrodzenia istnieje, czy też nie, za określony katalog czynności.

Nie mogę jednak pozostawić bez komentarza wielu tez czy twierdzeń podniesionych przez autora artykułu.

I tak, termin „taksa notarialna" nie jest pojęciem, które – jak stwierdza autor – w praktyce nazywane jest taksą, bowiem już minister sprawiedliwości w treści swego rozporządzenia z 28 czerwca 2004 r. użył tego terminu, tytułując swój akt prawny „rozporządzenie w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej".

Złe wyliczenie

Odnoszę jednak wrażenie, że autor artykułu nie do końca zapoznał się z treścią tego aktu prawnego, albowiem stoi na stanowisku, że „przy sprzedaży mieszkania za cenę 300 000 zł maksymalna taksa wynosi 2 423,10 zł brutto".

Pozostawiam tutaj na marginesie zagadnienie (które autorowi jako radcy prawnemu winno być znane) czy przez pojęcie „mieszkanie" rozumie spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu czy też lokal stanowiący odrębną nieruchomość, co nie zmienia faktu, iż zarówno w przypadku sprzedaży spółdzielczego własnościowego prawa do lokalu, jak też lokalu stanowiącego odrębną nieruchomość taksa notarialna obliczana jest na podstawie § 3 i 6 cyt. rozporządzenia ministra sprawiedliwości i wynosi – maksymalnie – połowę kwoty, jaką był uprzejmy wskazać Robert Walczak.

Wskazuje to, że autor nie podjął się trudu zapoznania z treścią § 6 pkt. 5 oraz 16, które wyraźnie wskazują, że w takich przypadkach notariusz naliczyć może maksymalnie połowę taksy. Rozumiem jednak, że dla autora artykułu przyjęcie dwukrotnie wyżej taksy było z jakichś względów wygodne.

Odnosząc się do twierdzenia, że „ostrożnie licząc co najmniej milion aktów związanych było z wnioskami o wpisy w księgach wieczystych", nie wiem, skąd autor czerpie takie przekonanie, przyjmując liczę półtora miliona aktów sporządzonych w 2011 r., bowiem jak wynika z mojej praktyki notarialnej, liczba aktów notarialnych zawierających w swej treści wnioski wieczystoksięgowe w odniesieniu do ogólnej liczby sporządzonych aktów nie przekracza 50 proc.

Autor zapomina o całym katalogu czynności, które sporządzane są w formie aktu notarialnego a które nie zawierają w swej treści wniosków wieczystoksięgowych, np. testamenty, poświadczenia dziedziczenia, oświadczenia o przyjęciu czy odrzuceniu spadku, umowy przedwstępne, protokoły spółek itd.

Autor z ogromną „lekkością" stawia określone tezy, które nijak się mają do rzeczywistości, chyba tak nie do końca autorowi znanej. Z rozbawieniem wręcz przeczytałem stanowisko radcy prawnego, że „wniosek o wpis w księdze może mieścić się przecież na jednej stronie" jako uzasadnienie „zdzierstwa" notariuszy w zakresie pobierania taksy za wypis całego aktu notarialnego, który notariusz wysyła do sądu.

Cała umowa

Czyżby autor jako radca prawny nie wiedział, że sąd wieczystoksięgowy musi dysponować całą umową sprzedaży? Notariusz nie może przesłać do sądu tylko wyciągu z treści aktu zawierającego tylko wnioski sądowe, a zobowiązany jest przekazać całą umowę. Na podstawie czego sąd miałby ustalić, czy treść umowy jest prawidłowa, czy występują właściwe strony czynności itd.? Tym już autor się nie zajmuje.

Całkowity natomiast brak wiedzy w przedmiocie specyfiki pracy notariusza autor wykazuje twierdząc, że notariusze jako płatnicy podatku otrzymują wynagrodzenie w wysokości 0,3 proc. pobranych podatków. Nie wiem, skąd autor czerpie taką wiedzę, jednak z całą stanowczością mogę stwierdzić, że żaden z notariuszy na terenie Rzeczpospolitej wynagrodzenia takiego nie nalicza i nie pobiera, a Skarbowi Państwa odprowadza pełną kwotę pobranych podatków.

Na koniec pragnąłbym „uzupełnić" wywody autora w zakresie toczącej się w Sądzie Okręgowym w Poznaniu sprawy, w której sąd skierował zapytanie do Sądu Najwyższego.

Autorowi z pewnością „umknęło" zagadnienie, że w 2012 r. w trzech sprawach Sąd Okręgowy w Poznaniu, utrzymując wyroki sądów rejonowych oddalające pozew autora artykułu, nie podzielił stanowiska Roberta Walczaka. Rozumiem jednak, że taka informacja w treści artykułu mogłaby „zaburzyć" koncepcję autora.

Michał Wieczorek, rzecznik prasowy Rady Izby Notarialnej w Poznaniu