Profilaktyczna opieka zdrowotna w miejscu pracy polega przede wszystkim na faktycznym przeciwdziałaniu powstaniu choroby u pracownika, a także na dokumentowaniu wykonania obowiązków obciążających w tym zakresie szefa i gromadzeniu papierów.

Dlatego pracodawca powinien np. kontrolować wyniki badań medycznych, kierować na dalsze badania, gdy te pierwsze okażą się „podejrzane", czy wysyłać zatrudnionego do specjalistów. Zwłaszcza zakład, w którego środowisku pracy występują zwiększone niż zwykle zagrożenia życia i zdrowia ludzkiego, musi bardziej przykładać się do tych powinności. Naruszenia w tej dziedzinie mogą skutkować ogromnymi kosztami.

Za mało danych w skierowaniu

Przekonało się o tym nadleśnictwo z północnej Polski, które zatrudnia głównie pracowników w terenie. Leśniczy są bezpośrednio narażeni na działanie drobnoustrojów i innych szkodliwych czynników powodujących choroby odzwierzęce, np. boreliozę. Nadleśnictwo robiło dużo, aby zapewnić im bezpieczne i higieniczne warunki pracy.

Przeprowadziło odpowiednie szkolenia BHP, sporządziło rzetelne karty oceny ryzyka zawodowego na stanowisku leśniczego podpisywane przez zainteresowanych, wreszcie zaopatrzyło ich w środki odstraszające kleszcze i inne owady oraz w strzykawki z pouczeniem o sposobie ich używania.

Kierowało ich jednak na zwykłe wstępne i okresowe badania lekarskie (badanie krwi, moczu, rentgen klatki piersiowej), nie podając w skierowaniu – wbrew obowiązkowi – szczególnych zagrożeń występujących w środowisku pracy leśniczego, co pozwoliłoby lekarzowi ukierunkować weryfikację pod kątem m.in. boreliozy. Dopiero w połowie 2001 r. wysłało na swój koszt leśniczych na specjalistyczne analizy krwi, mające wykryć m.in. zakażenie odkleszczowe.

Groźna informacja bez echa

Leśniczy, którego wyniki badań były niepokojące, wkrótce je powtórzył. Niestety efekt był negatywny, ale pracodawca nie żądał okazania wyników ponownych pomiarów. Kiedy w 2004 r. nadleśnictwo znowu przeprowadziło serię badań, wyniki leśniczego także okazały się złe. Nie zażądało jednak wyników. Z obawy przed utratą posady leśniczy sam próbował się leczyć, przyjmując okresowo antybiotyk.

Nie pomogło to jednak na zaburzenia pamięci, dolegliwości intelektualne i neurologiczne, które już u niego występowały. W końcu na własną rękę zgłosił się do kliniki i zaczął hospitalizację – kosztowną, bo wydał na nią ponad 10 tys. zł. Po zakończeniu rekonwalescencji uzyskał orzeczenie o utracie zdolności do wykonywania pracy leśniczego przez rok.

W związku z tym został przeniesiony na posadę podleśniczego, co spowodowało odebranie mu dodatku funkcyjnego. W marcu 2005 r. stwierdzono u niego chorobę zawodową boreliozę i otrzymał 12 tys.zł odszkodowania z ZUS z racji 30-proc. uszczerbku na zdrowiu.

Od czerwca 2008r. do sierpnia 2009 r. pobierał rentę z tytułu choroby zawodowej. W lutym 2008 r. nadleśnictwo zwolniło go dyscyplinarnie, ponieważ przywłaszczył sobie drewno znacznej wartości.

Po wyrzuceniu z pracy leśniczy wystąpił przeciwko byłemu szefowi o zadośćuczynienie, odszkodowanie i rentę wyrównawczą w związku z zachorowaniem na boreliozę. Twierdził, że gdyby zakład odpowiednio zareagował w 2001 r. po pierwszych niepokojących wynikach badań, byłby już zdrowy. Podpierał się przy tym opiniami specjalistów. Sąd okręgowy przyznał mu rację.

Stwierdził, że leśniczy nie miał w 2001 r. świadomości, że zapadł na boreliozę, zwłaszcza że już wtedy miał problemy z pamięcią i zaburzenia emocjonalne. Nawet dla lekarzy zdiagnozowanie konkretnej odmiany boreliozy nie jest łatwe i wymaga szerokiej diagnostyki. Nadleśnictwo dopiero w tym właśnie roku po raz pierwszy zleciło badania mające na celu wykrycie tej choroby, a wyniki badań schowało do szuflady.

Po otrzymaniu ponownych pomiarów leśniczego przekraczających normę miało obowiązek skierować go do kliniki. Tymczasem leśniczy został pozostawiony sam sobie. Dlatego sąd pierwszej instancji zasądził 50 tys. zł zadośćuczynienia, prawie 17 tys. zł zwrotu kosztów leczenia oraz po 1000 zł miesięcznie renty wyrównawczej na przyszłość.

Jednak sąd apelacyjny zgoła inaczej ocenił spór. Uznał, że leśniczy wiedział o zagrożeniach występujących w środowisku jego działań, a pracodawca wykonał wszystkie swoje obowiązki dotyczące profilaktyki zdrowotnej. To pracownik zlekceważył objawy, tłumacząc, że nie podejrzewał boreliozy, bo nie bolały go stawy. Dlatego sąd drugiej instancji oddalił pozew leśniczego.

Zawinił pracodawca

Obrót sprawy nie spodobał się Sądowi Najwyższemu, wedle którego pracodawca musi zapewnić podwładnym bezpieczne i higieniczne warunki pracy (art. 15 k.p.). Oznacza to, że „ponosi odpowiedzialność za stan BHP w zakładzie pracy i w związku z tym ma obowiązek zastosowania wszelkich dostępnych środków organizacyjnych i technicznych w celu ochrony zdrowia pracowników (art. 207 § 1 i 2 k.p.)", m.in. przez:

- organizowanie pracy zgodnie z normami BHP,

- pilnowanie przestrzegania w firmie przepisów i zasad BHP,

- wydawanie poleceń usunięcia uchybień w tym zakresie, kontrolowanie wykonania tych poleceń,

- reagowanie na potrzeby w zakresie BHP,

- dostosowanie środków podejmowanych w celu doskonalenia istniejącego poziomu ochrony zdrowia i życia pracowników, biorąc pod uwagę zmieniające się warunki wykonywania pracy.

W ocenie SN ten pracodawca nie wywiązał się prawidłowo ze swoich powinności. Przede wszystkim nie podawał w skierowaniu pracowników na badania lekarskie informacji o występowaniu na stanowisku czynników szkodliwych dla zdrowia lub warunków uciążliwych oraz aktualnych wyników badań i pomiarów czynników szkodliwych dla zdrowia przeprowadzonych na tych posadach.

A wpisania takich danych wymaga bezwzględnie § 4 ust. 2 pkt 4 rozporządzenia ministra zdrowia i opieki społecznej z 30 maja 1996 r. w sprawie przeprowadzania badań lekarskich pracowników, zakresu profilaktycznej opieki zdrowotnej nad pracownikami oraz orzeczeń lekarskich wydawanych do celów przewidzianych w kodeksie pracy (DzU nr 69, poz. 332 ze zm.). Brak takiej informacji mógł zmylić lekarza i spowodować zaniechanie badań ukierunkowanych na boreliozę.

Pierwsze badania w celu wykrycia tej choroby nadleśnictwo przeprowadziło dopiero w 2001 r., podczas gdy największe zagrożenie kleszczami odnotowano w 1999 r., a pierwsze objawy u leśniczego wskazujące na boreliozę w 2000 r. – argumentował SN.

Poza tym, zakład nie interesował się wynikami badań profilaktycznych pracownika, choć były one niepokojące. Schował dokumenty do akt, a powinien już wtedy skierować go do kliniki.

Bez cedowania odpowiedzialności

Zrzucanie tej odpowiedzialności na zatrudnionego to zdaniem SN nieporozumienie. Jak wskazał, "inicjatywa w zakresie badań profilaktycznych należy zasadniczo do pracodawcy, który na podstawie określonych przepisów kieruje pracownika na badania, kontroluje ich wykonanie przez pracownika, może kwestionować orzeczenia, domagając się ponowienia badań, gromadzi zaświadczenia (orzeczenia) lekarskie dokumentujące wyniki badań".

Tych obowiązków nadleśnictwo nie dopilnowało, dopuszczając się w ten sposób czynu niedozwolonego. Z tego powodu SN uchylił orzeczenie sądu apelacyjnego i przekazał mu do ponownego rozpoznania.