Dość powszechna jest opinia, że szkolenia finansowane z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS) realizowane w ramach programu operacyjnego „Kapitał ludzki" są mało efektywne. Niektórzy doradcy, uczestnicy szkoleń i sami urzędnicy przyznają nieoficjalnie, że część szkoleń to marnotrawienie unijnych dotacji. Rozdęte budżety, w tym bardzo wysokie stawki dla trenerów, i mizerne efekty to nie codzienność, ale i nie margines.
Jednak era szkoleń bez rezultatów zbliża się do końca. Z początkiem roku zaostrzono zapisy „Kapitału ludzkiego". Na ich podstawie ogłoszono już pierwsze konkursy i organizatorzy szkoleń się zorientowali, że obliguje się ich do osiągnięcia konkretnych rezultatów. Jak wskazuje Joanna Kasprzak-Dżyberti, właścicielka Biura Doradczego Dobry Projekt, największe restrykcje dotyczą projektów kierowanych do bezrobotnych.
Organizatorów szkoleń zobowiązano do osiągnięcia minimalnych wskaźników zatrudnienia w przedziałach wiekowych, np. w przypadku osób w wieku 15 – 24 lata pracę musi znaleźć co najmniej 40 proc. osób, a dla szkolonych w wieku 50 – 64 lata wymóg wynosi co najmniej 35 proc.
Czas na efektywność
– Generalny trend, aby w projektach doradczych i szkoleniowych współfinansowanych z EFS zwracać większą uwagę na osiągane efekty, a nie na samo sprawne wydawanie pieniędzy, jest jak najbardziej słuszny. Nie powinniśmy z pieniędzy publicznych płacić tylko za przeprowadzenie szkoleń czy udzielenie porad, ale wymagać skuteczności w postaci np. zatrudnienia osób biorących udział w projekcie – mówi Jerzy Kwieciński, ekspert BCC.
– Wydajemy bardzo dużo pieniędzy z UE na szkolenia i pytanie o ich efektywność jest jak najbardziej zasadne. Firmy takie jak nasza, operujące od wielu lat w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Francji, są przyzwyczajone do osiągania wskaźników zatrudnienia. Na Zachodzie to standard. Nie ma zresztą innej drogi, bo wyzwania w zakresie aktywizacji bezrobotnych są w naszym kraju większe niż w innych państwach – wtóruje Anna Karaszewska, dyrektor w spółce Ingeus, świadczącej usługi związane z przywracaniem osób na rynek pracy.
– Co do zasady jestem zdecydowaną zwolenniczką wskaźników efektywności zatrudnienia w projektach unijnych – zgadza się też Marzena Chmielewska, dyrektor Departamentu Europejskiego w Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Kwieciński przyznaje jednak, że wskaźniki są dość wyśrubowane. – Z moich doświadczeń w kraju i za granicą wynika, że osiągnięcie efektywności zatrudnienia na poziomie 30 proc. jest bardzo trudne. Obyśmy taką efektywność osiągali we wszystkich projektach. Ale nie wszędzie, np. na terenach popegeerowskich, jest to możliwe – dodaje.
Porządkowanie rynku
– Wzrost efektywności to konieczność, która wyeliminuje nieprofesjonalne firmy – zgadza się Kasprzak-Dżyberti. Zastanawiają ją jednak dysproporcje w wymaganiach dotyczących wskaźników efektywności wobec dotowanych firm i publicznych służb zatrudnienia.
– Przyjęcie w konkursach finansowanych z EFS wyższych pułapów niż te, które osiągają powiatowe urzędy pracy, można uzasadnić. Gdyby projektodawcy nie osiągali lepszych efektów, to po co organizować konkursy? – odpowiada Chmielewska. – Zresztą argument, że wobec urzędów wymaga się mniej, ulega dezaktualizacji, przynajmniej w odniesieniu do EFS. Podobne lub zbliżone wskaźniki efektywności pojawiły się w tzw. projektach systemowych.
9,7 mld euro to wkład Unii Europejskiej do budżetu „Kapitału ludzkiego"
Kasprzak-Dżyberti podnosi jednak inny argument. – Jeżeli firma szkoleniowa nie osiągnie zakładanego wskaźnika, czyli zamiast 45 proc. osób bezrobotnych pracę znajdzie 35 proc., to oddaje 10 proc. dotacji wraz z odsetkami jak za zaległości podatkowe – wskazuje, pytając jednocześnie, jak „karze się" publiczne służby zatrudnienia za nieosiągnięcie wymaganych efektów. – Nie słyszałam o sytuacji, żeby jakikolwiek dyrektor powiatowego urzędu pracy poniósł konsekwencje za niską skuteczność – mówi.
Resort rozwoju odpowiada, że odnosząc się do ewentualnego zwrotu środków przez beneficjentów, trzeba mieć na uwadze, że otrzymują oni dotacje na realizację konkretnych działań. A końcowe rozliczenie każdego projektu uwzględnia to, czy osiągnięto jego rezultaty, czy nie (w tym odnoszące się do efektywności zatrudnieniowej). W ocenie ministerstwa nie ma więc mowy o „oddawaniu" środków.
– Wymóg efektywności zatrudnieniowej zwiększa szanse na profesjonalizację usług aktywizacji osób bezrobotnych i być może zniechęci do EFS firmy czy organizacje, które zajmują się tymi działaniami w sposób przypadkowy – uważa Chmielewska.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora a.osiecki@rp.pl
Marceli Niezgoda - wiceminister rozwoju regionalnego
Wprowadzenie obowiązku pomiaru efektu zatrudnienia w projektach programu „Kapitał ludzki" wiąże się z potrzebą zwiększenia skuteczności w przedsięwzięciach finansowanych z Europejskiego Funduszu Społecznego. Wynika to z dotychczasowych badań i zaleceń Komisji Europejskiej. Stosowanie takich kryteriów ma upowszechnić w projektach adresowanych do bezrobotnych podejście ukierunkowane na osiągnięcie konkretnych rezultatów. W ostatecznym rozrachunku ma to być znalezienie pracy przez ich uczestników niezależnie, czy są to projekty realizowane przez podmioty prywatne czy publiczne. Zobowiązanie do osiągnięcia efektywności zatrudnienia ma na celu realizację jednego z głównych celów programu, jakim jest ograniczenie bezrobocia w Polsce. Ma też zobligować beneficjentów programu do realizacji projektów odpowiadających rzeczywistym potrzebom rynku pracy. Jednym ze strukturalnych problemów jest brak adekwatnej oferty ze strony instytucji szkoleniowych. Co istotne, taki sam obowiązek nałożono na powiatowe urzędy pracy.
Skala efektywności
Jak wynika z danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej efektywność zatrudnieniowa form aktywizacji bezrobotnych stosowanych przez powiatowe urzędy pracy wyniosła w 2009 r. (najbardziej aktualne dane) średnio na poziomie kraju 53,2 proc., oscylując między 67,3 proc. w województwie lubuskim a 42,4 proc. na Mazowszu. W świetle tych danych resort rozwoju regionalnego wnioskuje, biorąc również pod uwagę różnice metodologiczne, że wymogi dla beneficjentów innych niż powiatowe urzędy pracy nie są zawyżone. Jednak np. w Opolskiem w 2010 r. z analizy struktury przyczyn wyrejestrowań z ewidencji bezrobotnych wynika, że podjęcie pracy było powodem tylko w 38 proc.