Przybywa skarg na pracodawców, także tych składanych przez związki zawodowe. Jak pan to skomentuje?

Piotr Duda, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność":

Z jednej strony to dobrze, bo oznacza wzrost świadomości pracowników. Nie pozostają bierni, tylko próbują zmienić niezgodne z prawem działania pracodawców. Zwłaszcza gdy w zakładzie jest związek zawodowy, bo on daje pewne poczucie siły. Z drugiej strony wzrost liczby skarg świadczy, jak bardzo bezkarni czują się pracodawcy, że tak łatwo decydują się na łamanie prawa. Trzeba też pamiętać, że wiele osób nawet anonimowo obawia się poskarżyć na urągające wszelkim normom warunki pracy w obawie przed utratą źródła utrzymania. Mało tego: pracodawcy masowo nie płacą wynagrodzeń. Tylko ujawnione przez PIP zaległości szły w dziesiątki milionów złotych. Jaka jest więc rzeczywista skala problemu, skoro takie duże kwoty niewypłaconych wynagrodzeń ujawniono tylko w firmach skontrolowanych przez inspekcję?

Czy chcecie coś z tymi zaległościami zrobić?

Tak. We współpracy z PIP powołany został zespół, który miał zdefiniować możliwości poprawy sytuacji. Takie analizy zostały dokonane i na ich podstawie przygotowaliśmy konkretne propozycje rozwiązań prawnych. Po pierwsze, inspekcja pracy powinna mieć większe instrumentarium do badania sytuacji finansowej pracodawcy, tak by stwierdzić, która firma nie płaci z powodów obiektywnych, a która świadomie kredytuje swoją działalność z pieniędzy na wynagrodzenia. Po drugie, należy maksymalnie odformalizować, uprościć i przyśpieszyć wypłacanie udokumentowanych należności od pracodawcy. Nie może być tak, że ktoś miesiącami nie dostaje pieniędzy. Pieniądze powinny być wypłacone z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych od ręki, a państwo, które dysponuje potężnym aparatem administracyjno-skarbowym, niech ściąga od niepłacącego ze wszystkimi konsekwencjami. Teraz propozycjami zajmie się Komisja Trójstronna.

To może być problem, bo nie słychać, by w ostatnim czasie coś uzgodniła.

Pracodawcy w Komisji Trójstronnej nie chcą potępić złodziei, bo tak należy nazwać tych, którzy z premedytacją nie płacą. Ja też jako szef związku będą popierał inicjatywy zmniejszenia kosztów pracy, ale tylko te, które nie dotkną pracowników.

Poza tym Komisja Trójstronna zamiast być miejscem debaty, stała się punktem informacyjnym. Rząd łaskawie powiadamia nas o swoich działaniach, ale nie jest zainteresowany naszymi opiniami. Podsumowaliśmy niedawno drugie półrocze ubiegłego roku pod względem zgodności z prawem konsultacji. Zasady konsultowania projektów ustaw są określone w art. 19 ustawy o związkach zawodowych. Zanotowaliśmy tylko w drugim półroczu zeszłego roku 50 naruszeń przepisów związanych z obowiązkami konsultacji. Często projekt dostawaliśmy do konsultacji, kiedy już został przyjęty przez rząd. Wiemy, że jak rząd chce, to umie prowadzić dialog. Nawet działania ministra Boniego w czasie prac nad projektem zmian w OFE do pewnego momentu można było uznać za właściwe, ale ostatecznie rząd przyjął rozwiązania, które nie były konsultowane.

„Solidarność" zapowiadała także działania na rzecz podniesienia płacy minimalnej.

Chcemy, by płaca minimalna nie zależała od czyjegoś widzimisię czy politycznych porozumień. Mają być wyraźne zasady, by nie można ich było łatwo przekreślić jak uzgodnień partnerów społecznych. W tym roku była dogadana wyższa kwota płacy minimalnej, nawet strona rządowa ją podpisała, a potem została wprowadzona inna. Mamy konkretny projekt nowej ustawy o płacy minimalnej. Jej wzrost ma być powiązany ze wzrostem gospodarczym i zawierać mechanizm, który w określonym czasie pozwoli osiągnąć poziom 50 proc. płacy przeciętnej. Nie chcemy rewolucji w wynagrodzeniach, ale musi być ścieżka podniesienia płacy najniższej do europejskiego poziomu, by można było za nią wyżyć.

Pewnie zaraz będą protestować pracodawcy zasłaniający się kosztami pracy.

To pewne, bo od razu dostałem pisma, by się wycofać z tej inicjatywy, jako że firm na nią nie stać. Nie ustąpimy. Jeśli pracodawca nie jest w stanie zapłacić za 20 dni pracy w miesiącu po 8 godzin 1386 zł, to niech zwija działalność.

Coraz więcej środowisk, grup zawodowych nie ma stabilnego zatrudnienia. Mówicie, że są to pracownicy drugiej kategorii. Co zrobić, by ten proces zatrzymać?

Tu nie mamy gotowych rozwiązań. Pod tzw. elastycznymi formami zatrudnienia kryje się zwykły wyzysk. Mamy najwięcej w Europie pracowników, którzy nie mają stabilnego zatrudnienia. Królują umowy na czas określony, praca tymczasowa, umowy cywilnoprawne czy samozatrudnienie. Oczywiście w pewnych sytuacjach praca na własny rachunek może być korzystna dla obu stron. Dziś jednak pracodawca mówi: albo zakładasz firmę, albo do widzenia. Dopóki decyzja będzie narzucana, będziemy walczyć o ograniczenia dla tej formy świadczenia pracy. Dla pracodawcy umowy cywilnoprawne czy kontrakty to same plusy. Nie musi się oglądać na kodeks pracy, nie ma związków itp. A ja się pytam: gdzie korzyść dla pracownika? Nie można się zgodzić, by na hali produkcyjnej zamiast pracowników były same podmioty gospodarcze.

Pracodawcy działają w określonej rzeczywistości prawnej. Kodeks pracy nie przystaje do dzisiejszych czasów. Gdyby pracodawca miał więcej możliwości organizacji pracy i jej czasu, to może nie byłoby ucieczki od zatrudniania na etacie. Nie sądzi pan, że trzeba zmienić kodeks pracy?

Przecież kodeks jest cały czas udoskonalany. Zresztą próbowaliśmy trochę zmieniać prawo i godzić interesy pracowników i pracodawców, np. w ustawie antykryzysowej. Zatrudnieni wyszli na tym jak Zabłocki na mydle. Idea była dobra, przygotowaliśmy, wydawać by się mogło, odpowiednie rozwiązania, ale przepisy o umowach na czas określony okazały się bublem. Związki nie powinny same więc pisać prawa, tylko je opiniować. Owszem, będziemy zgłaszać różne postulaty, ale generalnie niech rząd przygotowuje ustawy. My w wyjątkowych sytuacjach będziemy zgłaszać inicjatywy obywatelskie. Tak jak w przypadku ustawy o płacy minimalnej.

Chociaż będziemy bardzo ostrożni, pamiętając, co zrobiono z popieraną przez „Solidarność" inicjatywą dnia wolnego od pracy w święto Trzech Króli. Posłowie zafundowali pracownikom bubel, którym musi się zająć Trybunał Konstytucyjny.

A może trzeba podjąć działania, by nie ustawy, ale układy zbiorowe decydowały o uprawnieniach i przywilejach, obowiązkach pracowników i pracodawców na poziomie branży?

W naszych warunkach to nierealne. Tylko ułamek pracodawców jest zrzeszonych. Bardzo chcemy układów, tylko nie mamy ich z kim negocjować. Układy branżowe zlikwidowałyby wiele patologii. Gdyby np. w branży ochroniarskiej czy budowlanej obowiązywała stawka wynagrodzenia, to zniknęłyby z rynku firmy, które wygrywają przetargi, bo oferują niewolnicze stawki niegwarantujące nawet płacy minimalnej. Zresztą i tam, gdzie można zrobić układ, nie ma woli pracodawców. Jakiś czas temu proponowaliśmy marszałkowi województwa śląskiego, który jest właścicielem 250 szpitali, układ dla zatrudnionych. Oczywiście nie był zainteresowany. Są i wyjątki, np. w Częstochowie wszyscy pracownicy sektora usług socjalnych są objęci układem.

Obiektywnie patrząc, w tzw. uzwiązkowieniu plasujemy się w ogonie Europy. Druga, pracownicza strona też więc nie jest silnie reprezentowana.

Faktycznie, nie wygląda to najlepiej, ale można to szybko zmienić. W niektórych stanach USA przywileje i dobrodziejstwa układu obejmują tylko członków związków, które je negocjowały lub przystąpiły, i tam poziom uzwiązkowienia jest bliski 90 proc. Spotkałem się też z rozwiązaniami, że jeśli ktoś spoza związku chce korzystać z dobrodziejstw układu, musi płacić związkowi określoną kwotę pieniędzy.

Chciałby pan takiego rozwiązania w Polsce?

Oczywiście. Przecież związki w przeciwieństwie do partii politycznych nie dostają pieniędzy od państwa. My całą związkową działalność z opłacaniem usług ekspertów włącznie finansujemy z własnych ograniczonych środków. Owszem, chętnych do korzystania z przywilejów jest dużo, tylko gdy przychodzi co do czego, związek nadstawia głowę, a kibice stoją bezpiecznie z boku. Wiedzą, że jeśli związkowcy wygrają, to i oni skorzystają.

Problemem w skutecznym dialogu jest rozdrobnienie związków. Do niedawna trwały prace i jakieś rozmowy o zmianie zasad reprezentatywności. Na jakim etapie jest ta sprawa?

Rozmowy utknęły i trudno do nich wrócić. Podejrzewam, że za sprawą stoją pracodawcy, bo im zależy, by to rozdrobnienie związkowe utrzymać. Gdyby partnerem do rozmów był tylko jeden czy dwa związki stanowiące realną siłę, to dla pracodawcy byłby to problem.

Ostatnio Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność" zdecydowała o wprowadzeniu pogotowia protestacyjnego. Przeciwko czemu chcecie protestować?

Wystarczy popatrzeć, co się dzieje z cenami żywności, paliw, poszanowaniem praw pracowniczych, emeryturami. Mamy wiele sygnałów od zwykłych ludzi, którzy nie zgadzają się z tym, co się dzieje, i pytają co związek będzie robił. Rząd powinien dostać sygnał, że źle się dzieje ludziom, nie tylko członkom związku. Oczekujemy działań rządu, bo trudności w kraju nie da się wytłumaczyć tylko sytuacją na rynkach międzynarodowych, kryzysem światowym czy tsunami.

Taki protest o wszystko to protest o nic. Zaraz będą zarzuty, że związek działa w kampanii wyborczej.

Mamy konkretne postulaty, które mają poprawić jakość życia. Nie pozwolimy, by ktoś ubrał naszą akcję w szaty kampanii wyborczej. Będziemy pilnować, by miała charakter pracowniczy, społeczny i związkowy.

Więcej ciekawych opinii:

Opinie i analizy