Gdyby frekwencja miała świadczyć o popularności prezentowanej tematyki, to znaczyłoby, że arbitraż ma się na świecie bardzo dobrze, a jego rola rośnie.
Zorganizowana przez Sąd Arbitrażowy przy Lewiatanie (a współfinansowana przez Unię) konferencja poświęcona taktyce, wyzwaniom i obronie przy fuzjach i przejęciach spółek ma służyć popularyzacji nie tylko tej formy rozstrzygania sporów, ale też polskiego środowiska arbitrażu. Liczy ono na to, że nad Wisłą wyrośnie czołowy ośrodek sądownictwa polubownego w tej części Europy.
Arbitraż jest cały czas ekskluzywnym (i nietanim) sposobem rozstrzygania sporów: największy sąd arbitrażowy przy Krajowej Izbie Gospodarczej ma rocznie ok. 400 spraw, a sądowi przy Lewiatanie po czterech latach działalności bardzo daleko do lidera.
Skąd fuzje i przejmowanie spółek?
– Pisałam na ten temat pracę doktorską i wiem, jakie to ogromne zagadnienie, jak potrzebna jest wymiana doświadczeń, tym bardziej że tylko niektóre arbitraże publikują wyroki – mówi mec. Beata Gessel-Kalinowska vel Kalisz, koordynator konferencji. – Na szczęście arbitraż jest stary jak świat i wiele rzeczy się nie zmienia, a jeśli chodzi o fuzje, to transgraniczne nie różnią się od wewnątrzkrajowych.
Tym tropem szedł w swym wystąpieniu Murray Rosen, adwokat z londyńskiego City, który połowę czasu zawodowego przeznacza na arbitraż. Wymienił długą listę problemów i różnic w poszczególnych arbitrażach, poczynając od skuteczności wyroków, formy odwołania, kontroli i roli sądu państwowego, na języku w branży arbitrażowej kończąc (angielski staje się tu współczesną łaciną).
Frederick R. Fucci, prawnik z Nowego Jorku, przestrzegał przed korzystaniem z amerykańskich sądów państwowych, bo są zawalone sprawami. W Kalifornii np. sędzia zajmuje się jednocześnie 5000 spraw, a w stanie Delaware ma ich 826. Ten stan jest zresztą zagłębiem amerykańskiego arbitrażu.
Arbitraż jest szybszy. Kolejną jego zaletą jest poufność, bo np. amerykański sąd państwowy domaga się od procesującej się firmy ujawnienia wielu informacji handlowych, korporacyjnych.
Kubeł zimnej wody na entuzjastów arbitrażu wylał Przemysław A. Schmidt z Trigon Dom Maklerski (Polska): – Jeśli idziecie do sądu czy arbitrażu, to spór oddajecie w ręce sędziego bądź arbitra. Tracicie wpływ na sprawę. Gdy zaś prowadzicie negocjacje lub mediację, kontrolujecie przebieg sporu. Dlatego arbitraż powinien być ostatecznością.