Pod Opolem inspektorzy pracy wykryli właśnie grupę pracowników z Ukrainy, którzy uprawiali sadzonki w jednym z gospodarstw. Mieli co prawda wizy uzyskane na podstawie oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi, ale te zostały wystawione przez innych przedsiębiorców z całego kraju. Miejscowy urząd pracy nic o nich nie wiedział.

 

 

Urzędy pracy, które zbierają oświadczenia o zamiarze zatrudnienia osób z Ukrainy, Białorusi i Mołdawii, nie mają prawa ani do weryfikacji faktycznych potrzeb przedsiębiorcy, ani do kontroli, ile zgłoszonych osób naprawdę podjęło pracę.

– Co więcej, nie możemy nic zrobić, gdy pracodawca przyjdzie i oświadczy, że z jakiegoś powodu nie zatrudni cudzoziemców, którym wcześniej obiecał przyjęcie do pracy. Dziś nawet kontaktowaliśmy się w urzędzie ze Strażą Graniczną, aby nie wpuszczała do Polski Ukraińców, dla których jednak nie ma pracy. Nikt jednak u nich takich zgłoszeń nie przyjmuje – mówi Marcin Gortat z Powiatowego Urzędu Pracy w Płońsku.

Gdyby istniał jakiś system informatyczny, to osoba, która nawet dostała już wizę uprawniającą do pracy, nie wjechałaby do naszego kraju, gdyby została w nim zamieszczona informacja, że nie ma możliwości jej zatrudnienia. Szczelna granica wschodnia i systemy Schengen powinny wyłapać takie osoby, jednak pracownik, dla którego nie ma obiecanej pracy, wjeżdża do naszego kraju i szuka zatrudnienia na własną rękę. Większość osób, które zostały ujawnione w gospodarstwie pod Opolem, mówiło, że nie było dla nich pracy w firmach, które wystawiły im oświadczenie. Oczywiście firma, która nie zatrudni ściągniętych cudzoziemców, nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji. Może nawet następnego dnia wystąpić do PUP o rejestrację oświadczeń dla kolejnych Ukraińców czy Białorusinów. Żadna instytucja nie może zmusić pracodawcy do przyjęcia zapotrzebowanego cudzoziemca, bo rejestrowany w urzędzie dokument nie jest umową o pracę, lecz jedynie oświadczeniem potwierdzającym gotowość dania zajęcia osobie zza wschodniej granicy.

– Przecież może nagle wystąpić klęska nieurodzaju czy inne okoliczności, które sprawią, że pracy nie będzie. Mogą to być całkiem subiektywne powody i nie wyobrażam sobie, by urzędnik miał je weryfikować – mówi Marcin Gortat.

 

 

Teoretycznie osoba, która wjechała do pracy na tzw. oświadczenie, powinna pracować tylko u tego pracodawcy, który je zarejestrował w PUP. Jednak z wytycznych Ministerstwa Pracy wynika, że możliwa jest zmiana pracodawcy, jeżeli inna firma, która akurat ma dla cudzoziemców zajęcie, zarejestruje w swoim urzędzie pracy gotowość powierzenia im pracy. Ani przepisy, ani wytyczne nie precyzują, w jakim terminie powinien to zrobić. Nie ma też żadnych sankcji dla przedsiębiorcy, który bez zgłoszenia w UP przyjmie pracownika z wizą upoważniającą do pracy w innej firmie. W efekcie tych legislacyjnych braków wielu pracowników trafia do Polski na podstawie oświadczeń wydawanych masowo przez firmy, które nigdy nie były zainteresowane zatrudnianiem. Zarabiają za to na wystawianiu takich “zaproszeń”.

Wyraźnie widać, że niezbędne są jak najszybsze zmiany w prawie (patrz ramka).

 

 

Poprosiliśmy ministra pracy, by zintensyfikował pracę nad rozporządzeniem, które określa zasady zatrudniania cudzoziemców bez konieczności uzyskania zezwolenia. Z przepisów powinno też jasno wynikać, że podmiot, który zatrudnia np. pracowników z Ukrainy, ma obowiązek poinformować o tym fakcie Urząd Pracy, Straż Graniczną czy PIP. Właściwe organy powinny też być informowane, że nie doszło do zatrudnienia osoby, która została zgłoszona w urzędzie pracy. Ponadto konieczne jest stworzenie centralnego elektronicznego spisu zarejestrowanych w PUP oświadczeń o zamiarze powierzenia pracy osobie z zagranicy. Obok tego rejestru powinna istnieć ewidencja cudzoziemców, którzy podjęli pracę u innego pracodawcy niż ten, który wystawił oświadczenie będące podstawą otrzymania wizy.

 

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora t.zalewski@rp.pl