Resort zajmuje tymczasem przeciwne stanowisko. Chodzi o rozliczenie się z podwładnym z dyżuru, czyli czasu pozostawania w gotowości do zadań służbowych poza normalnymi godzinami roboczymi w domu lub w innym miejscu wyznaczonym przez szefa.

Według art. 151

5

§ 3 kodeksu pracy udzielamy wówczas w pierwszej kolejności tyle wolnego, ile trwał dyżur, a jeśli rekompensata w naturze nie jest możliwa, uiszczamy wynagrodzenie. Należy się wtedy odpowiednia stawka osobistego zaszeregowania, czyli pensji zasadniczej określonej godzinowo lub ryczałtem miesięcznym, a jeśli strony nie uzgodniły takiego składnika poborów – 60 proc. pensji liczonej jak za urlop wypoczynkowy. Nie dotyczy to jednak dyżuru odbytego w domu, kiedy to zatrudniony nie świadczył pracy. Nie ma on bowiem charakteru odpłatnego.

Dyżurant nie ma żadnego wpływu na wybór formy rekompensaty dodatkowej roboty. Decyduje pracodawca, stawiając zwykle na wolne, bo jest po prostu tańsze. Wolne powoduje często, że zatrudniony nie wypracuje pełnego wymiaru czasu pracy w tym miesiącu. A to może się odbić na jego pensji, zwłaszcza określonej w zmiennych składnikach. Kodeks pracy ani przepisy odrębne nie przewidują jednak obowiązku uzupełniania jego zarobków z tego tytułu. Wręcz przeciwnie, kodeks nakazuje wynagradzać jedynie pracę wykonaną, a niewykonaną – tylko gdy tak stanowią regulacje szczególne. A postanowienia takiego nigdzie nie znajdziemy.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej przyjęło stanowisko korzystne dla załogi. W piśmie z 17 marca wyraziło pogląd, że wolne rekompensujące pełniony dyżur w żadnym wypadku nie powinno doprowadzić do zmniejszenia wynagrodzenia należnego za ten miesiąc. Mimo że kodeks pracy nie przewiduje w tym wypadku zapłaty. Pisaliśmy o tym szczegółowo w DF z 21 marca. Tam też opublikowaliśmy powyższą interpretację. Państwowa Inspekcja Pracy nie zgadza się z nią, przywołując zasadę odpłatności wyłącznie pracy wykonanej.