Tak wynika z opublikowanego rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie warunków wysyłkowej sprzedaży produktów leczniczych wydawanych bez przepisu lekarza. Rozporządzenie ma wejść w życie po 21 dniach od jego ogłoszenia.

W ramach wysyłkowej sprzedaży leków apteka będzie musiała informować o możliwości odstąpienia od umowy w ciągu dziesięciu dni. Problem w tym, że art. 96 ust. 5 – 6 prawa farmaceutycznego (DzU z 2004 r. nr 53, poz. 533 ze zm.) przewiduje, że produkty lecznicze i wyroby medyczne wydane z apteki nie podlegają zwrotowi.

– Zwroty to absolutne wyjątki – mówi Stanisław Piechula z Okręgowej Rady Aptekarskiej w Katowicach. Chodzi o wady jakościowe leku lub jego niewłaściwe wydanie. Przepisy nie precyzują jednak, w jakim terminie może to nastąpić, kto ponosi koszty z tym związane. Nie określają też, czy jest już to odstąpienie od umowy, czy tylko reklamacja (oparta na niezgodności towaru z umową).

Zarówno w pierwotnej wersji projektu rozporządzenia, jak i w wersji przekazanej do Rządowego Centrum Legislacji były zupełnie inne zapisy.

Zwroty były zakazane (poza tymi dwoma przypadkami wskazanymi wyraźnie w prawie farmaceutycznym). Co więcej, planowano zobowiązać e-apteki, by ostrzegały klientów, że przy zakupie leków na odległość nie ma – co do zasady – możliwości odstąpienia od umowy i zwrotu. Ministerstwo zmieniło jednak zdanie – wpływ na to miało m.in. stanowisko Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

– Kwestię możliwości odstąpienia od umowy, na mocy której nabyło się lek na odległość, trzeba jednoznacznie rozstrzygnąć w ustawie, a nie w rozporządzeniu – uważa Ewa Rutkowska, adwokat w kancelarii Lovells, specjalizująca się w prawie farmaceutycznym.

Kupując na odległość, konsumenci mają dziesięć dni na odstąpienie od umowy. Ani polskie, ani europejskie przepisy nie przewidują tu wyjątku dla produktów leczniczych – to argument za taką możliwością.

Argumentem przeciw jest, że prawo farmaceutyczne przewiduje zwrot tylko w dwóch wyjątkowych przypadkach.

– Na gruncie prawa krajowego przepis prawa farmaceutycznego można by uznać za lex specialis wobec przepisów konsumenckich. Unijne dyrektywy farmaceutyczne w ogóle tym problemem się nie zajmują a zatem przeważać powinna jednak regulacja europejska na poziomie ogólnym, co dla aptek internetowych jest wielkim ciężarem, gdyż leku zwróconego nie będą mogły sprzedać ponownie – tłumaczy Rutkowska.

Nowe rozporządzenie przewiduje bowiem, że zwrócone leki muszą być zniszczone. Nie mogą trafić do ponownego obrotu. Nieograniczona możliwość zwrotu leków spowoduje zatem duże ryzyko gospodarcze dla e-aptek. Kto dostanie wiele zwrotów, poniesie duże koszty utylizacji lekarstw. Dlatego to rozwiązanie nie podoba się e-aptekom (o protestach Domu Zdrowia i Cefarm24 pisaliśmy w „Rz” z 8 stycznia).

Inne rozwiązania wprowadzone w rozporządzeniu to np. elektroniczna ewidencja zamówień, dokładna kontrola temperatury podczas transportu i obowiązek zgłaszania e-apteki do inspekcji farmaceutycznej na 14 dni przed startem sprzedaży.

Na tle 15 tys. tradycyjnych placówek ok. 200 e-aptek to wciąż nisza, ale z ogromną dynamiką wzrostu.

Liczy się jednak tylko ok. dziesięciu firm – największa to Dom Zdrowia.pl, która ma 20 proc. rynku. Według szacunków Domu Zdrowia sprzedaż w internetowej aptece rośnie średnio o 15 – 20 proc. miesięcznie (w tej spółce wynosi ok. 400 tys. zł, a tradycyjne apteki sprzedają miesięcznie leki za 120 tys. zł). – Miesięczne obroty Cefarm24.pl sięgają kilkuset tysięcy złotych, mamy też kilkadziesiąt tysięcy odwiedzin – mówi Sławomir Dudek, członek zarządu Cefarmu Białystok, drugiego głównego gracza na rynku. Monitorująca rynek firma IMS Health szacuje, że e-apteki w ciągu najbliższych dwóch – trzech lat będą kontrolować ok. 5 proc. rynku aptecznego.

b.ch.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: m.kosiarski@rp.pl