Najczęściej jest tak: dobrze zarabiający pracownik, skuszony podatkowymi korzyściami, zakłada własną firmę. Świadczy usługi swojemu byłemu szefowi i co miesiąc wystawia mu fakturę. Sam prowadzi księgę przychodów i rozchodów. Odlicza koszty działalności (wydatki na samochód, telefon, komputer), odprowadza składki do ZUS (na początku działalności mogą być niższe).
Nie dostaje od byłego pracodawcy żadnej deklaracji podatkowej, sam musi wyliczyć swoje zobowiązania wobec fiskusa. Rozlicza się na formularzu PIT-36 (jeśli płaci podatek według skali) lub na PIT-36L (jeśli wybrał stawkę liniową, co jednak nie zawsze jest możliwe). W tym drugim wariancie musi pamiętać, że nie ma prawa do ulg (może tylko odliczyć składki i straty oraz podzielić się 1 proc. podatku).
Ustawodawca dba jednak o to, aby przejście z etatu na firmę nie było takie proste i przyjemne. Po to właśnie wprowadził 1 stycznia 2007 r. do ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych art. 5b ust. 1. Na podstawie tego przepisu urząd może uznać, że podatnik nie prowadzi działalności, jeśli są spełnione trzy warunki:
- odpowiedzialność wobec osób trzecich ponosi zlecający usługę,
- świadczenia są wykonywane pod kierownictwem i w miejscu oraz czasie wyznaczonym przez zlecającego,
- wykonujący czynności nie ponosi ryzyka gospodarczego.
Wystarczy jednak, by jedna z tych przesłanek nie była spełniona, i już można rozliczać się tak jak przedsiębiorca.
Co będzie jednak, jeśli kontrolerom uda się wykazać, że są spełnione wszystkie te warunki? Przekwalifikują zarobki samozatrudnionego na wynagrodzenie ze stosunku pracy. Straci więc na kosztach uzyskania przychodu (pracownikom przysługują tylko zryczałtowane), zapłaci podatek według skali (nawet 40 proc.) i na dodatek może odprowadzić wyższe składki na ubezpieczenie. Urząd obciąży też płatnika odpowiedzialnością za niepobrane zaliczki na podatek.
Jak uniknąć tego ryzyka? Mówiąc najprościej, nie można zachowywać się tak jak pracownik. Nie możemy więc słuchać kierownika, pracować w stałych godzinach, podpisywać listy obecności. Lepiej też zrezygnować z przywilejów, o których mówi kodeks pracy, i dopuścić możliwość wykonania usługi przez inną osobę.
Fiskus to wszystko jednak posprawdza. Może mieć oczywiście trudności z udowodnieniem, że Kowalski pracuje pod kierownictwem Jankowskiego. Tym bardziej gdy w umowie znajdzie się zapis, że wykonawca sam określa sposób i czas świadczenia usługi. Na dodatek zaś wykonuje ją w swojej siedzibie, a tylko w wyjątkowych wypadkach korzysta ze sprzętu oraz lokalu kontrahenta.
Kontrolerzy jednak nie tylko przeczytają umowę, mają także prawo przepytać innych pracowników. A w krzyżowym ogniu pytań (tym bardziej pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań) może się wydać, co zainteresowany faktycznie robi w firmie. Szczególnie tam, gdzie praktykowane jest zbiorowe samozatrudnienie.
– Na razie urzędy nie weryfikują w większym stopniu umów zawartych przez samozatrudnionych – mówi Andrzej Garbula, doradca podatkowy ze spółki doradztwa podatkowego GRNB-Partner. – Musimy jednak pamiętać, że nie zaczęły jeszcze kontrolować zeznań za 2007 r., a mają przecież na to ponad pięć lat.
Uważać muszą nie tylko przedsiębiorcy, ale także osoby, które przeszły z umowy o pracę na umowę o dzieło lub zlecenia. Ich również urząd może sprawdzić – czy nie świadczą pracy jak na normalnym etacie.
Zasady współpracy może też skontrolować Państwowa Inspekcja Pracy. Możliwość przekwalifikowania umowy na pracowniczą daje jej kodeks pracy. Firma nie może bowiem zmusić pracownika do założenia działalności gospodarczej i robienia tego samego, co dotychczas na etacie.
Jak jednak stwierdził Sąd Najwyższy w jednym z wyroków (sygn. I PKN 191/98), jeśli elementy zatrudnienia pracowniczego i umowy cywilnoprawnej występują w jednakowym stopniu, to o typie umowy decyduje zgodny zamiar stron.
Każdy może założyć własną firmę i rozliczać przychody oraz koszty z działalności. Podejmując taką decyzję, należy jednak pamiętać, że urząd może sprawdzić, czy pod płaszczykiem umowy o współpracę nie kryje się czasem klasyczny stosunek pracy. Wykonawca powinien przede wszystkim być samodzielny i mieć swobodę co do miejsca oraz czasu świadczenia usługi.
Byłoby dobrze, gdyby część jego wynagrodzenia była uznaniowa (np. premia za dobre wyniki), co będzie potwierdzać, że ponosi ryzyko gospodarcze (ponieważ kontrahent może mu zapłacić mniej). To wszystko powinno wynikać z umowy, ale oczywiście musi ona odzwierciedlać rzeczywistość.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.wojtasik@rp.pl