W poniedziałek Michał Borowski, koordynator ds. budowy stadionów na Euro 2012, oświadczył, że nie ma już czasu na przeprowadzenie tych inwestycji w zgodzie z procedurami przetargowymi. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" zasugerował, aby zamówień na budowę stadionów udzielać z wolnej ręki, jeżeli zgodzi się na to prezes Urzędu Zamówień Publicznych. Ten nie mówi "nie".
-Jedną z przesłanek do zastosowania trybu wolnej ręki jest potrzeba pilnego wykonania zamówienia. Nie mogę wykluczyć, że uda się ją wykazać -mówi Tomasz Czajkowski, prezes UZP. - Każdą sprawę trzeba jednak oceniać indywidualnie.
Problem w tym, że nawet jeśli on nie zakwestionuje zastosowania tego trybu, może to zrobić Komisja Europejska. - Ani przepisy unijne, ani krajowe nie pozwalają tu na wykorzystanie wolnej ręki - uważa Jarosław Jerzykowski, radca prawny, który często reprezentuje firmy budowlane.
- Jeśli wykonawca stadionu zostanie wybrany z naruszeniem dyrektywy, duże spółki budowlane bez wątpienia poskarżą się Komisji Europejskiej. A ta jest mocno wyczulona na przestrzeganie zasad konkurencji. Dlatego z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że złoży skargę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - ostrzega ekspert. O tym, czym grozi taka skarga, Polska przekonała się niedawno przy okazji doliny Rospudy.
- Na razie jest jeszcze za wcześnie na konsultowanie planowanych przez nas rozwiązań z Komisją Europejską, gdyż projekt dopiero za trzy tygodnie trafi pod obrady Rady Ministrów - mówi Marcin Roszkowski, rzecznik Ministerstwa Sportu i Turystyki.
Skąd obawy ekspertów? Dyrektywa 2004/18/WE jednoznacznie określa, kiedy można udzielić zamówienia z wolnej ręki. Trzeba wykazać nie tylko pilną konieczność realizacji inwestycji. Musi ona być spowodowana wydarzeniami, których nie dało się przewidzieć, i nie może wynikać z przyczyn leżących po stronie zamawiającego.
- Chodzi o sytuacje, gdy zamówienie trzeba zrealizować z dnia na dzień - tłumaczy Ewa Wiktorowska, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Konsultantów Zamówień Publicznych. -Skoro ubiegaliśmy się o organizację mistrzostw, to trudno byłoby wykazać, że nie wiedzieliśmy o potrzebie budowy stadionów. W 2006 r. na pilną potrzebę próbowali się powoływać urzędnicy w Sopocie. Chcieli z wolnej ręki zlecić budowę hali widowiskowo-sportowej. Tłumaczyli to staraniami o organizację mistrzostw Europy w koszykówce męskiej w 2009 r.i groźbą utraty unijnego dofinansowania. UZP uznał wówczas, że przesłanki te nie uzasadniają zastosowania wolnej ręki.
Ministerstwo Sportu chce również przygotować specustawę, która uprościłaby procedury dotyczące zamówień związanych z Euro 2012. Problem w tym, że niewiele da się już uprościć.
- Chodzi o inwestycje o dużej wartości. Krajowe przepisy są tu na tyle liberalne, na ile pozwalają dyrektywy. Nie można już skrócić terminów np. na złożenie oferty. Nie wolno też odebrać wykonawcom prawa do składania odwołań - wyjaśnia Jerzykowski. Co w takim razie da się zmienić? Rząd mógłby np. zaproponować przyspieszoną procedurę odwoławczą i skargową, tak aby ewentualne zarzuty wykonawców były rozstrzygane w ciągu kilkunastu dni. Dziś na rozpoznanie skargi w niektórych sądach czeka się nawet kilka miesięcy.
Masz pytanie do autora, e-mail: s.wikariak@rzeczpospolita.pl
Możliwość udzielania zamówień z wolnej ręki została przewidziana dla sytuacji absolutnie wyjątkowych, takich jak katastrofy. Wygląda na to, że Euro 2012 jest dla Polski właśnie taką katastrofą. Tyle że argument ten bez wątpienia nie przekona Komisji Europejskiej. Nie potrafimy wykazać ani jednej z trzech przesłanek, które uzasadniają sięgnięcie po wolną rękę. Starając się o organizację Euro 2012, musieliśmy przewidywać, że stadiony będą potrzebne. Zostało jeszcze sporo czasu, dlatego trudno mówić o pilnej potrzebie. Za rok czy dwa, kiedy mówienie o pilności będzie już uzasadnione, nie będzie łatwo udowodnić, że nie wynika ona z przyczyn leżących po naszej stronie.