Krajobraz biznesowy staje się coraz bardziej różnorodny i nierzadko bardzo złożony. A to oznacza dodatkowe wyzwania dla fiskusa, który musi czuwać nad tym, czy przedsiębiorcy prawidłowo wywiązują się z obowiązków wobec budżetu. Urzędnicy nierzadko muszą więc mierzyć się ze skomplikowanymi przedsięwzięciami biznesowymi, których ocena może wymagać specjalistycznej wiedzy. Jeśli urzędnik jej nie posiada, nie może opierać się tylko na swoim przekonaniu. Zwłaszcza gdy ma to być podstawą poważnych zarzutów wobec podatnika. Potwierdza to wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu z 1 października 2024 r.

Podatnik oszustem?...

W sprawie chodziło o rozliczenie VAT za maj 2014 r. przez spółkę zajmującą się obrotem telefonami komórkowymi. Spółka kupowała je, a potem sprzedawała w ramach wewnątrzwspólnotowej dostawy towarów tzw. WDT ze stawką 0 proc. i deklarowała zwrot różnicy VAT na rachunek bankowy.

To wzbudziło podejrzenia fiskusa, który wszczął kontrolę, a na koniec nie tylko uznał, że doszło do oszustwa. Nie miał też wątpliwości, że spółka uczestniczyła w nim świadomie lub przynajmniej powinna mieć tego świadomość. W konsekwencji fiskus zakwestionował jej prawo do odliczenia VAT.

Firma nie zgodziła się z zarzutem udziału w karuzeli. Podkreśliła, że wszystkie transakcje miały miejsce, towar był dostarczany i opłacany przelewami. A ona nie wiedziała i nie mogła wiedzieć o oszustwach na wcześniejszym etapie obrotu. To nie przekonało jednak fiskusa.

Rację spółce przyznał dopiero wrocławski WSA, który uznał, że w sprawie doszło jednak do istotnego naruszenia prawa procesowego. Co prawda, tak jak fiskus nie miał wątpliwości, że w sprawie miało miejsce oszustwo w postaci występowania znikających podatników na wcześniejszych fazach obrotu. Za to nie zgodził się, że urzędnicy dostatecznie wykazali, iż spółka wiedziała o nim i świadomie w nim uczestniczyła.

WSA m.in. szczegółowo wskazał co legło u podstaw twierdzeń fiskusa. Nie kwestionował też, że już na początku 2013 r. wiedza o oszustwach karuzelowych VAT na rynku telefonów komórkowych była powszechna. Niemniej to rzutuje jedynie na ocenę należytej staranności kupieckiej skarżącej, a nie na jej świadomość udziału w oszustwie. Jak przypomniał sąd oficjalne powiadomienie podatników o zagrożeniach oszustwami w handlu elektroniką nastąpiło dopiero w sierpniu 2014 r.

WSA miał też poważne wątpliwości, czy fiskus, formułując swoje stanowcze oceny w zakresie wyboru kontrahentów, nie ingeruje w konstytucyjną zasadę wolności gospodarczej i swobodę umów. Kwestionuje bowiem jednoznacznie racjonalność decyzji gospodarczych. Tymczasem w sprawie nie udowodniono ani, że ceny, za jakie spółka nabywała sporne telefony, nie miały charakteru rynkowego, ani nie zbadano, czy istniał, a jeśli tak, to jak kształtował się w badanym okresie w Polsce rynek takich telefonów.

Jest oczywiste, że telefony mogły być używane na terytorium RP i innych krajów UE. Ponadto spółka twierdziła, że na handlu telefonami osiągała zysk, sprzedając je z marżą, co zresztą fiskus sam potwierdził. A do tego spółka powoływała się na opracowanie firmy audytorskiej, w którym wskazano, że w 2014 r. telefony powszechnie występowały na rynku w Polsce w dystrybucji pośredniej. Fiskus tego nie podważył, co zresztą – jak podkreślił WSA – wymagałoby przeprowadzenia analizy rynku i dowodu z opinii biegłego.

Sądu nie przekonała też argumentacja fiskusa, że działanie spółki było oderwane od realiów rynkowych oraz od typowych schematów transakcji. Jak bowiem tłumaczył WSA, przyjęcie owej tezy wymaga uprzedniej znajomości takich realiów. W tym celu należałoby ustalić czy w 2014 r. w Polsce był rynek spornych telefonów, jak kształtowały się na nim warunki nabycia i sprzedaży, jak dużo ich zbywano i ile kosztowały. Ustalenia takie zaś należałoby oprzeć na opinii biegłego lub na informacjach uzyskanych od firm handlującymi tymi telefonami.

...niekoniecznie

Zdaniem WSA samo przekonanie urzędnika skarbowego, że działanie spółki – profesjonalisty w handlu elektroniką – było oderwane od realiów rynkowych, jest niewystarczające. A to dlatego, że pracownik fiskusa nie dysponuje wiedzą specjalistyczną w tym zakresie, a jedynie ogólną.

Jak podkreślił sąd, nietypowa szybkość transakcji też nie jest wystarczająca, aby wykazać umyślny udział w oszustwie. W pośrednictwie handlowym obrót towarem w ciągu jednego lub dwóch dni po zakupie wcale nie jest rzadko spotykany i nie stanowi – sam w sobie – zjawiska nietypowego. Wyrok nieprawomocny.

Sygnatura akt: I SA/Wr 698/23.