Podczas jednego z procesów sądowych usłyszałem, że oskarżony nie mógł ukraść klienteli, bo w czasie, którego dotyczyły zarzuty, nie było go w biurze, a zresztą nawet nie miał wtedy klucza do szafki, w której przechowywane były dokumenty firmowe. Kilkakrotnie też, w toku różnego rodzaju postępowań, spotkałem się z próbą budowania analogii pomiędzy kradzieżą auta a kradzieżą własności intelektualnej. Bo tak, klientela to forma własności intelektualnej lub dobra osobistego. I nie, nie wynosi się jej w deszczowy wieczór, w długiej, wąskiej walizce.

Dobro niematerialne

W europejskiej doktrynie praw człowieka klientela jest postrzegana jako niematerialne dobro o charakterze majątkowym. Jest unikalną właściwością przedsiębiorstwa, istniejącą dzięki zaufaniu klienta (odbiorcy) do osoby przedsiębiorcy. Dlatego, według Komitetu Ministrów Rady Europy (RE) – z uwagi na to, że zasadniczym celem jest dyskontowanie korzyści z działalności gospodarczej, klientela powinna być definiowana jak najszerzej.

Najbardziej rozwiniętą i reprezentatywną dla kontynentu europejskiego koncepcję klienteli zbudowała doktryna francuska (fr. droit de clientèle). Na gruncie francuskiego prawa handlowego orzecznictwo wypracowało dualistyczny podział klienteli na l’achalandage, dotyczący zdolności przedsiębiorcy do przyciągnięcia do siebie klientów (fr. chalands), oraz pojęcie la clientèle, rozumiane jako zbiór obejmujący wszystkich klientów (fr. clients) (A. Chamoulaud-Trapiers, Droit des affaires, Lexifac: Bréal 2007, s. 102–103.).

Pierwsza polska ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji z 1926 r. (czerpiąc z dorobku francuskiego) istotę przedsiębiorstwa postrzegała jako dobro niematerialne, które wyrażone jest właśnie w sile wywieranej na klientelę. Głównym celem tej ustawy była ochrona „siły przyciągającej klientelę”.

Obecnie, w Polsce prawo do klienteli traktowane jest nadal jako jedno z dóbr osobistych. Jak podkreśla się w orzecznictwie i doktrynie: „Jako doniosłe dla osób prawnych dobro osobiste uznawane jest prawo dla klienteli, rozumiane jako prawo do normalnych relacji z grupą podmiotów, które w wyniku działań osoby prawnej stało się punktem odniesienia w stosunku do jej aktywności” (choćby wyrok SN z 23 lutego 2017 roku). Wskazuje się zatem, że jedną z form naruszenia dobra osobistego osoby prawnej może być zakłócenie czerpania przez tę osobę zysku z prowadzonej działalności gospodarczej.

Jak zatem można ukraść klientelę? Na pewno o wiele łatwiej zrobić to po cichu i w białych rękawiczkach niż dokonać zaboru auta, nawet krótkotrwałego.

Know-how

W niektórych przypadkach jednak obejrzenie nagrań z monitoringu lub zajrzenie do księgi wyjść i wejść do budynku może pomóc. Kradzież klienteli często bowiem wiąże się z uprzednią kradzieżą know-how lub tajemnicy przedsiębiorstwa (art. 11 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, dalej: uznk). Piszę tu albo o bezpośrednim dostępie do dokumentacji zawierającej dane klientów, albo o działaniach pośrednich, polegających choćby na pozyskaniu poufnych informacji, które są istotne dla relacji przedsiębiorca–klient. Ważne, by te informacje miały komercyjną wartość i co istotne, by były traktowane przez posiadającego je przedsiębiorcę jako poufne, czyli takie, co do których zastosował środki ochronne.

W pierwszym przypadku może chodzić o wyniesienie lub skopiowanie bazy danych, zawierającej poufne dane. Należy jednak pamiętać, że nie każde dane, nie każda baza adresowa będą od razu objęte ochroną jako tajemnica przedsiębiorstwa. Jeśli bowiem te dane, tak czy inaczej, są powszechnie dostępne, ich pozyskanie przez przeciętnego uczestnika obrotu na danym rynku nie sprawia większych kłopotów, to przejęcie takich danych nie będzie miało tu wielkiego znaczenia. Adres dużej korporacji znajdziemy w sekundę w internecie, ale już znalezienie danych osoby zajmującej się konkretnym zagadnieniem w strukturze firmy, wraz z jej mailem i telefonem komórkowym, może nie być takie proste.

W drugim przypadku może chodzić wcale nie o namiary na klienta, ale o informacje, dzięki którym przedsiębiorca jest stałym lub ulubionym kontrahentem klienta. Wiedza historyczna o zachowaniach klienta, jego wymogach, skali i zakresie zamówień, wielkości obrotu i zwrotów, preferencjach, stosowanych w tej relacji cenach i upustach, dogodnych terminach płatności lub dostarczania towaru bądź szczegółach świadczenia usługi, jeśli te informacje zostałyby przejęte, pozwolą innemu przedsiębiorcy na wysforowanie się na czoło, na stanie się ulubionym dostawcą klienta.

Inną drogą do kradzieży klienteli może być przedstawianie przedsiębiorcy (z którym ta klientela ma relację) w fałszywym świetle albo rozpowszechnianie wprowadzających w błąd informacji o własnym przedsiębiorstwie, jeśli jest robione w celu przysporzenia sobie korzyści lub wyrządzenia szkody (art. 14 uznk). Nic lepiej nie działa niż czarny PR, oskarżenie konkurenta o działania lub zachowania, których się nie dopuścił, wskazywanie na jego słabą pozycję gospodarczą, nieistniejące kłopoty, brak certyfikatów, rozpowiadanie o nieistniejących zagrożeniach związanych z nabywaniem produkowanych przez niego towarów.

Trudno złapać złodzieja

W końcu podebranie klienteli może przybrać formę bezpośrednią. Konkurent może wprost nakłaniać klientów bądź to do rozwiązania umowy z danym przedsiębiorcą, bądź do niewykonywania lub nienależytego wykonywania zawartej umowy (art. 12 ust. 2 uznk).

Oczywiście najlepiej by było, gdyby w takiej sytuacji udało się złapać złodzieja na gorącym uczynku, na tym, jak wchodzi w posiadanie poufnych dokumentów i jak je potem wykorzystuje, albo jak rozpowszechnia nieprawdziwe informacje lub namawia do rozwiązania lub niewykonywania łączącej klienta z przedsiębiorcą umowy. Często jednak te działania prowadzone są ostrożnie, bez świadków, za zamkniętymi drzwiami, w cztery oczy.

Najlepszym dowodem oczywiście byłyby tu nagrania, korespondencja, maile. Te jednak najczęściej będą w posiadaniu samego złodzieja albo osób trzecich. Świadkowie, gdy tylko słyszą, że mają pojawić się w sądzie, by zeznawać, nagle mają pilny wyjazd na zagraniczną konferencję.

Dodatkowo, w związku z tym, że w polskiej procedurze żądanie wyjawienia lub przedstawienia dokumentacji lub informacji napotyka różnorakie przeciwności i nie działa tak, jak powinno, a na pewno nie tak jak narzędzie „discovery” w procedurze amerykańskiej, wykazanie, a potem udowodnienie, że doszło do kradzieży klienteli, jest trudne.

Na szczęście w wielu przypadkach sądy dają się namówić, po wykazaniu, że normalna ścieżka dowodzenia nie może mieć zastosowania, na wdrożenie instytucji domniemania faktycznego, gdzie sąd może uznać za ustalone fakty mające istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy, jeżeli wniosek taki można wyprowadzić z innych faktów (art. 231 k.p.c.). Czyli jeśli nie złapaliśmy kogoś na gorącym uczynku kradzieży, ale podejmowane później zachowania przez złodzieja świadczą o tym, że by je podjąć, musiał np. wejść w posiadanie naszych poufnych informacji, to może to być uznane za dowód samej kradzieży.

Autor jest adwokatem