Rz: Jak wyglądało Pana życie w kraju, którym od ponad ćwierćwiecza rządzi Isłam Karimow?

Farhod Muchtarow:

Dorastałem w rodzinie prawniczej, ponieważ mój ojciec był adwokatem. Jeszcze w dzieciństwie przeglądałem różne sprawy, interesowałem się ustawami i kodeksami. Mój ojciec patrzył na świat z pozycji oskarżonych, których bronił, a nie z pozycji oskarżycieli. Po ukończeniu Uniwersytetu Państwowego w Taszkiencie musiałem się zmierzyć z trudnym okresem lat 90. i brałem każdą robotę, by wykarmić rodzinę.

Moje życie zmieniło się radykalnie w maju 2005 roku, gdy władze spacyfikowały manifestacje w Andiżanie. Według różnych danych zabitych zostało wtedy około dwóch tysięcy ludzi. Reżim Karimowa próbował ukrywać i nadal ukrywa całą prawdę o tej tragedii. Dziesiątki dziennikarzy i działaczy społecznych zostały wtrącone wtedy do więzień, a ja wówczas stanąłem w obronie praw tych najbardziej bezbronnych mieszkańców naszego kraju. Dołączyłem do Sojuszu Praw Człowieka w Uzbekistanie i udzielałem pomocy prawnej represjonowanym. Nie było to łatwe i władze na wszelkie sposoby próbowały się mnie pozbyć. Byłem zatrzymywany dziesiątki razy, zostałem wtrącony do więzienia i cudem udało mi się uratować życie swojej rodziny.

Podobnie spędził Pan w wiezieniu w Taszkiencie ponad rok. Jakie to były przeżycia?

Na początku w 2006 roku próbowano mnie oskarżyć o zabójstwo i kradzież. Zabrano mnie prosto z ulicy i przywieziono na posterunek milicji, gdzie czekało już dwóch podstawionych świadków, których zobaczyłem pierwszy raz w życiu. Już wtedy miałem wylądować w więzieniu, jednak dzięki wstawiennictwu organizacji międzynarodowych i zagranicznych dyplomatów sprawa została umorzona. Już w 2009 roku zostałem ponownie oskarżony na podstawie sfałszowanych dowodów. Według tych zarzutów, miałem dać łapówkę jakiemuś sędziemu w nieznanej mi sprawie. W sądzie nie zobaczyłem żadnych świadków, a mimo to zostałem skazany na pięć lat pozbawienia wolności. Może się to wydawać komiczne, jednak tak właśnie wygląda rzeczywistość w Uzbekistanie.

Warunki w tamtejszych więzieniach są fatalne. Mimo, że w celi jest jedynie sześć łóżek, przebywa tam nawet kilkadziesiąt osób. Jedzenie, które nam dawano, śmierdziało stęchlizną. Wszyscy wyrzucali je do kosza, bo nikt nie odważał się go tknąć. Dziennie dawano nam pół kubka herbaty i było to jedyne picie, jakie dostawaliśmy w ciągu doby. Strażnicy więzienni na co dzień urządzali sobie zabawy i znęcali się nad oskarżonymi. Mogli zakatować na śmierć człowieka i nigdy nikt z nich nie poniósł za to odpowiedzialności. Pamiętam, jak zamordowano chłopaka, a rodzinie powiedziano, że spadł ze schodów. Takie sytuacje zdarzają się codziennie, ponieważ w Uzbekistanie życie ludzkie jest warte mniej niż zero.

W więzieniu spędziłem rok i zwolniono mnie warunkowo przeddzień wizyty w Taszkiencie pani sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Dzięki temu udało mi się uciec z kraju i wywieźć rodzinę. Inni nie mieli takiego szczęścia.

Ilu bezprawnie oskarżonych pozostaje w więzieniach?

Największa grupa to ci, którzy zostali oskarżeni ze względów religijnych. Oskarża się ich pod sfałszowanymi zarzutami „islamizmu i terroryzmu". Obecnie w więzieniach przebywa około 10 tys. takich ludzi. Służby bezpieczeństwa mają roczny plan, który muszą wykonać, wtrącając do więzień tysiące „religijnych". Taka osoba jest zatrzymywana na ulicy pod byle pretekstem. W trakcie pobytu na komendzie zostaje pobita pałkami prawie na śmierć i powieszona na haku pod sufitem. Dzięki temu funkcjonariusze dostają „dobrowolne zeznania" i wówczas wtrącają ją do więzienia. Im więcej takich osób zamkną, tym więcej gwiazdek będą mieli na pagonach i tym większą premię.

Kilka lat temu w Uzbekistanie oskarżono jednego z działaczy religijnych. Próbowano go zmusić do fałszywych zeznań, jednak potrafił znieść wszystkie tortury. Służby wpadły na inny pomysł. Zgwałcono jego sześcioletnią córeczkę. Wtedy podpisał wszystkie zeznania, by ratować  swoje pozostałe dzieci. W Uzbekistanie już nie ma ludzi, którzy by mogli z bronią w ręku walczyć z reżimem Karimowa. Jest to prosta droga do śmierci, gdyż w takich przypadkach morduje się całą rodzinę.

Władze od lat straszą ludzi „religijnym ekstremizmem", chociaż cała ta propaganda służy czemuś innemu. Skazani wykonują najcięższe prace w cegielniach, tartakach i stolarniach. Za dziesięciomiesięczną pracę w cegielni dostałem zaledwie 60 tys. sumów (równowartość 120 zł).

Jak więc reżim Karimowa utrzymuje władzę?

System ten jest oparty na totalnym strachu. Państwo jest całkowicie odizolowane od reszty świata i niedługo może przekształcić się w Koreę Północną. Podstawową potrzebą mieszkańców Uzbekistanu jest przeżycie. Ludzie za wszelkie sposoby szukają możliwości, by utrzymać rodzinę. Dlatego wielu wyjeżdża do Rosji w poszukiwaniu pracy i stamtąd przesyła pieniądze krewnym. Wykonują tam najgorsze i najcięższe prace, których nie tykają Rosjanie.

Trzeba wiedzieć, że praca w Rosji jest dla mieszkańców Azji Środkowej mocno ryzykowna i bardzo często zdarza się, że rodziny otrzymują stamtąd zmasakrowane ciała swoich bliskich. Poziom nacjonalizmu i szowinizmu w Rosji w ostatnim czasie bardzo wzrósł. Ale mieszkańcy Uzbekistanu nie mają wyboru, są zmuszeni do podejmowania ryzyka.

W Uzbekistanie mieszka ponad milion Rosjan. Czy to dlatego reżim Karimowa w stosunkach z Moskwą zachowuje się bardzo wstrzemięźliwie?

Karimow dystansuje się od jakichkolwiek projektów integracji z Rosją, gdyż boi się stracić władzę. W ostatnim czasie w Uzbekistanie władze wyłączyły kilka rosyjskich kanałów telewizyjnych i zamknęły kilkanaście rosyjskich szkół. Od prawie dwudziestu lat Uzbekistan nie świętuje „Dnia Zwycięstwa", przypadającego na 9 maja. Usunięto wszystkie pomniki Lenina i innych działaczy komunistycznych. Rosyjskie nazwy ulic zostały zastąpione uzbeckimi. Tymczasem działania uzbeckich władz nie wywołały żadnej reakcji Moskwy, nie było żadnej histerii, ani politycznych batalii. Wszystko dlatego, że reżim Karimowa jest wygodny dla Kremla, który bardzo ostrożnie podchodzi do jakichkolwiek rewolucji na postradzieckiej przestrzeni. Obecnie w Rosji pracuje ponad trzy miliony Uzbeków i jest to największe zagrożenie dla władz w Taszkiencie. Gdyby Rosjanie w ciągu jednego dnia kazali wszystkim Uzbekom wrócić do domu, mogłoby to wywołać falę protestów i władze zdają sobie z tego sprawę.

Tymczasem z Zachodem Karimow dogaduje się nieco inaczej...

Przedstawiciele uzbeckich władz wyprowadzają do zachodnich banków swoje kapitały, mają majątki na Zachodzie i wysyłają tam swoje rodziny. Mimo, że mają dobre stosunki z Chinami, kraj ten nie jest dla nich zbyt atrakcyjny i dlatego wolą mieszkać w Europie. Niektóre kraje zachodnie mają istotne interesy w Uzbekistanie. Do dziś w miejscowości Termez istnieje i działa niemiecka baza wojskowa, poprzez którą do Afganistanu przerzucano żołnierzy Bundeswehry. Uzbekistan jest strefą buforową, dzięki której kraje NATO wzmacniały swoje pozycje w Afganistanie. Poza tym Niemcy mają w Uzbekistanie znaczące interesy ekonomiczne. Pamiętajmy, że jest to kraj z bogatymi złożami ropy, gazu, złota i innych zasobów naturalnych. W czasie gdy władze Uzbekistanu regularnie zamykały rosyjskie firmy, niemieckie korporacje zarabiały kolejne miliony. Dzięki temu Taszkient zyskał na Zachodzie mocnych obrońców, dla których prywatne interesy są droższe od życia ludzkiego.

— rozmawiał Rusłan Szoszyn