Prorosyjscy rebelianci kontrolują dostęp do miejsca tragedii samolotu malezyjskich linii lotniczych, wywożą jego szczątki. Krewni ofiar katastrofy nie mają pojęcia, co się stało z ciałami ich bliskich, a w całym regionie trwają zacięte walki pomiędzy rebeliantami a siłami ukraińskimi – tak wyglądał trzeci dzień po zestrzeleniu boeinga 777 nad Ukrainą.
Do dzisiejszego wieczoru udało się odnaleźć ciała 196 osób. Podobno są w trzech wagonach chłodniczych w miejscowości Torez. 38 ciał znajduje się w jednym ze szpitali Doniecka. Nadal brakuje jednak zwłok ponad 100 ofiar tragedii. Wiele ciał wystawionych było na działanie wysokiej temperatury i są w bardzo złym stanie. Władze w Kijowie negocjują z separatystami wywiezienie zwłok.
OBWE w roli statysty
Miejsce katastrofy kontrolują separatyści i nie dopuszczają na nie przedstawicieli rządu w Kijowie.
Starali się dziś wymóc zawieszenie broni w zamian za wolny dostęp służb ukraińskich na teren katastrofy. Nie zapobiegło to walkom w okolicy Ługańska.
Chociaż 20 członków misji OBWE dotarło na miejsce katastrofy, odgrywają tam jedynie rolę statystów. Mają dostęp jedynie do części obszaru, który chcieliby obejrzeć, mimo wezwania rosyjskiego MSZ do okazania pomocy.
Równocześnie ukraińska Rada Bezpieczeństwa Narodowego SBU poinformowała, że terroryści wywożą ciężarówkami również szczątki samolotu, by utrudnić przeprowadzenie śledztwa. SBU opublikowała także nagrania rozmów rebeliantów, z których wynika, że ukrywają oni czarne skrzynki, którymi „interesuje się Moskwa". Podobno są już w Doniecku.
Szczątki samolotu znajdują się na obszarze ponad 30 kilometrów kwadratowych. Nie jest on zabezpieczony i praktycznie każdy z okolicznych mieszkańców ma dostęp. – Nie zauważyłem ani jednego telefonu komórkowego, aparatu telefonicznego, portfeli czy innych tego rodzaju osobistych rzeczy – raportował cytowany przez „Guardiana" jeden z brytyjskich korespondentów. Zdaniem pierwszego kanału rosyjskiej telewizji rzeczy te separatyści starają się zabezpieczyć w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu. Holenderskie banki zapowiedziały tymczasem, że starać się będą blokować konta ofiar, uniemożliwiając nielegalny do nich dostęp za pomocą kart kredytowych. Pierwsze próby tego rodzaju zanotowano już w piątek.
Wina Rosji
Tymczasem Biały Dom opublikował na oficjalnej stronie internetowej oświadczenie, z którego wynika, że amerykańskie władze nie mają najmniejszych wątpliwości, że samolot został zestrzelony przez rakietę Buk, noszącą w nomenklaturze NATO oznaczenie SA-11. Sekretarz stanu John Kerry powiedział mediom, że wszystko wskazuje na to, że system rakietowy Buk pochodzi z Rosji.
Z analizy rozmów telefonicznych prowadzonych przez separatystów wynika, że byli oni w posiadaniu systemu Buk już co najmniej od poniedziałku 14 lipca, a więc na cztery dni przed tragedią samolotu Malaysia Airlines. Służby USA wykryły rakietę wystrzeloną w czwartek z terenów opanowanych przez separatystów dokładnie w tym czasie, gdy zerwany został kontakt z maszyną odbywającą rejs MH17. Samobieżny system rakietowy Buk widziano w czwartek w czasie przemieszczania się w rejonie miast Torez oraz Sniżne. "Z tych rejonów SA-11 ma zasięg oraz możliwość osiągnięcia wymaganej wysokości do zestrzelenia MH17" – czytamy w informacji Białego Domu. Dodatkowymi dowodami są liczne przechwycone rozmowy telefoniczne, w tym Igora Striełkowa, ministra obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, w której bezpośrednio po tragedii informuje on o zestrzeleniu samolotu transportowego.
Nikt w Kijowie nie ma wątpliwości co do sprawców zamachu. – Według naszych informacji rosyjskie służby specjalne już zlikwidowały członków załogi wyrzutni rakietowej Buk, z której został zestrzelony malezyjski samolot – przekonuje "Rz" Aleksej Arestowicz, ukraiński ekspert wojskowy.
W Moskwie zapanowało dzisiaj milczenie na temat wydarzeń na Ukrainie. Media informowały najczęściej o walkach w rejonie Ługańska. „Gorączkowe narady na Kremlu dotyczą tego, czy wykorzystując obecną sytuację, czas zaprzestać wspierania ukraińskich separatystów, czy też wzmocnić ich jeszcze bardziej przy pomocy zielonych ludzików" – przekonuje na swym blogu prof. Tom Nicols z Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej USA.
Ostatnia szansa ?dla Kremla
Na kroki Moskwy czeka Zachód. Przywódcy Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec uzgodnili dzisiaj, że będą naciskać na prezydenta Władimira Putina, aby wymógł na prorosyjskich separatystach swobodny dostęp śledczym do miejsca katastrofy. – Jeżeli Rosja nie podejmie odpowiednich kroków, wtedy UE zastosuje w konsekwencji odpowiednie kroki na wtorkowym spotkaniu unijnym ministrów spraw zagranicznych – ostrzegł prezydent Francois Hollande. Nowy szef brytyjskiej dyplomacji zapowiedział, że Londyn będzie nakłaniać pozostałe państwa Unii do nałożenia na Rosję kolejnych sankcji. "Nadszedł czas, aby rzucić na szalę naszą potęgę, wpływy i posiadane środki" – pisał premier David Cameron na łamach „Sunday Timesa". Premier Holandii Mark Rutte nie pozostawił cienia wątpliwości, że żąda od Putina wszelkiej pomocy w wyjaśnieniu tragedii. Odbył z prezydentem Rosji, jak powiedział, „bardzo intensywną rozmowę".
Równocześnie premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk zaapelował do Zachodu dzisiaj na łamach „Frankfurter Allgemeine Sontagszeitung" o zwiększenie pomocy dla swego kraju, w tym także o dostawy broni. „Potrzebna nam jest precyzyjna broń" – pisał Jaceniuk. Apeluje o to do administracji USA bezskutecznie od dłuższego czasu John Herbst, były ambasador USA na Ukrainie. Tymczasem minister Radosław Sikorski udowadniał w dzisiejszym „Welt am Sonntag", że dotychczasowa reakcja Zachodu na kryzys ukraiński była niewystarczająca. – To się musi zmienić – twierdzi Sikorski.