Koreańczycy wciąż są wstrząśnięci katastrofą promu, który 16 kwietnia płynął na wyspę Jeju. Na jego pokładzie byli przede wszystkim uczniowie i ich nauczyciele ze szkoły średniej na przedmieściach Seulu. Zginęło lub zaginęło ponad 300 osób, potwierdzonych zgonów było do wczoraj 187.
Premier Jung Hong-won uznał, że jego rząd w obliczu katastrofy zachował się niewłaściwie. Podawał niesprawdzone informacje o uratowanych pasażerach, wzbudzając nadzieję w ich rodzinach. Dochodziło też, jak podawała telewizja Sky News, do mylenia zwłok i wysyłania ich obcym rodzinom.
– Krzyk tych wciąż nieodnalezionych budzi mnie w środku nocy – powiedział premier Jung Hong-won, ogłaszając w niedzielę swoją dymisję.
Prezydent Park Geun-hye przyjęła dymisję, ale nie nastąpi ona natychmiast. Jak podał jej rzecznik, premier musi pozostać na stanowisku do czasu zakończenia operacji poszukiwania ofiar.
Korea Południowa jest jednym z najbardziej zaawansowanych technologicznie krajów świata, miejscem, gdzie powstają supernowoczesne smartfony, komputery i okręty. Temu zaawansowaniu nie towarzyszą jednak odpowiednie regulacje kontrolne.
Jak pisała Agencja Reutera, prokuratorzy badający sprawę katastrofy sprawdzali urzędy zajmujące się kontrolą statków i biura straży przybrzeżnej. Urzędujący od niewiele ponad roku premier Jung sam był wcześniej prokuratorem.
Podawanie się do dymisji tak wysoko postawionych polityków w związku z katastrofami jest rzadkością. Kilka miesięcy temu podobnie jak Jung zachował się premier Łotwy Valdis Dombrovskis. Wziął na siebie odpowiedzialność polityczną za katastrofę budowlaną. 21 listopada zawalił się dach w centrum handlowym w Rydze, w wyniku czego śmierć poniosły 54 osoby.