Wiadomość o tym, że ostatni sygnał identyfikujący pechowy lot MH370 został odnotowany nad Oceanem Indyjskich daleko na zachód od australijskiego Perth, oznaczała, że po z górą dwóch tygodniach nie ma już szans na odnalezienie kogokolwiek z jego pasażerów i załogi żywego. Premier Nadżib Razak polecił zakończyć akcję poszukiwawczą.
Członkowie rodzin zaginionych Malezyjczyków oczekiwali na informacje o losach swoich bliskich w hotelu Everly w Putradżaja, centrum administracyjnym niedaleko Kuala Lumpur. Na wieść o zakończeniu poszukiwań, którą najpierw przekazano oczekującym esemesem, większość dała upust rozpaczy, płacząc i modląc się.
Jeden z oczekujących, ojciec 23-letniego pasażera Ahmada Razahana Zamaniego, powiedział dziennikarzom, że rodzina musi przyjąć wolę Allaha. „Przynajmniej nie musimy już czekać, to była prawdziwa tortura” – dodał. Większość oczekujących nie chciała rozmawiać z mediami, niektórzy zamknęli się w pokojach, by w samotności przeżyć chwile rozpaczy.
Znacznie bardziej impulsywnie zareagowali Chińczycy (spośród 239 osób na pokładzie boeinga 152 pochodziło z Chin), którzy na wiadomości o wyniku poszukiwań zaginionego samolotu czekali w hotelu w podstołecznym Bangi. „Nie wierzę! Oddajcie mi mojego syna!” – wołała kobieta w średnim wieku. Niektórzy krzyczeli, inni siedzieli, patrząc nieruchomo przed siebie. Kilku bliskim omdlenia kobietom trzeba było udzielić pomocy.
Jeszcze bardziej napięta atmosfera panowała w Pekinie, gdzie tłum krewnych pasażerów oczekiwał na wiadomości w sali balowej hotelu Metropark Lido. Po podaniu tragicznej wiadomości z sali rozległy się histeryczne krzyki, płacz i przekleństwa.
„Mój syn, moja synowa, wnuk! Trzy pokolenia mojej rodziny!” – krzyczała jedna z kobiet. Niektórzy wściekli krewni ofiar rozbijali nawet krzesła, wykrzykując, że ich bliscy „zostali zabici”. Ich złość skierowała się przeciwko dziennikarzom oczekującym w hotelowym holu. Do akcji musieli wkroczyć ochroniarze, którzy wyprowadzili reporterów z budynku.
Tuż przed ogłoszeniem oficjalnego komunikatu władz w Kuala Lumpur swoją frustrację krewni i przyjaciele ofiar katastrofy okazali, udając się pod budynek ambasady Malezji w Pekinie. Zebrany tłum wznosił okrzyki: „Malezja nas okłamała” i „Zwróćcie nam naszych bliskich”. Wielu Chińczyków uważa, że Malezja coś ukrywa w sprawie lotu MH370, a trzy czwarte ankietowanych stwierdziło, że z powodu katastrofy nigdy nie pojechaliby do Malezji.
Kilka dni wcześniej także władze chińskie wyraziły swoją dezaprobatę dla sposobu prowadzenia akcji poszukiwawczej przez Malezyjczyków i podjęły własną akcję.
Rozbieżności i nieprzychylność wobec Malezji mogą w najbliższym czasie odbić się na relacjach obu państw, i tak już obarczonych sporami o granice morskie.
Zapewne dlatego władze Malezji i szefowie malezyjskich linii lotniczych postanowili wykonać gest w stronę Chińczyków i zaproponowali rodzinom ofiar przelot do Perth, gdzie mają się odbyć uroczystości żałobne. Pomoc zaoferował także premier Australii Tony Abbott.