Fala tsunami wywołana trzęsieniem ziemi o sile ok. 7 stopni w skali Richtera na zachodnim wybrzeżu Sumatry zabiła co najmniej 113 osób. Takie dane podawały władze w Dżakarcie o 16 czasu polskiego. Liczba ta może wzrosnąć. Kilkaset osób wciąż uznaje się za zaginione. Najbardziej ucierpiały wysepki Mentawai, uznawane za raj przez australijskich surferów. Dziesięć wiosek zniknęło z powierzchni ziemi – podawała agencja AFP. Z kolei agencja DPA pisała o wodzie, która wdzierała się 600 metrów w głąb wysepek i zabrała ze sobą cały dobytek 650 rodzin.

Indonezja pamięta gigantyczne tsunami z grudnia 2004 roku, kiedy zginęło ponad 220 tysięcy ludzi, najwięcej w północnej części Sumatry. Trzęsienia ziemi, a w ich konsekwencji fale tsunami, to plaga tego wielkiego kraju położonego na ok. 17 tysiącach wysp. Ale natura daje się tam we znaki także w inny sposób.

Z około 850 wulkanów na świecie ponad 160 przypada na Indonezję. Ponad połowa nadal jest aktywna, a nawet jeśli nie jest – co pokazał nieczynny od 400 lat Sinabung na Sumatrze, który na przełomie sierpnia i września tego roku zaczął wyrzucać pył na wysokość 2 km – to i tak daje o sobie znać.

Wczoraj wybuchł Merapi – wulkan o wysokości prawie 3000 m na wyspie Jawa, ok. 20 km od półmilionowego miasta Dżogdżakarta. Słup dymu po trzech erupcjach sięgał 1,5 km. Merapi to jeden z najaktywniejszych wulkanów w całej Azji.

Na początku października, gdy zgodnie z oczekiwaniami wulkanologów zaczął dymić (Merapi robi to regularnie średnio co cztery lata), droga do krateru została zamknięta dla turystów. Jednak cały czas czynny był punkt widokowy u podnóża wulkanu w miejscowości Kaljurang niedaleko Dżogdżakarty, skąd można było obserwować mruczącą górę, która w poniedziałek wyrzuciła pyły i gazy, a we wtorek wybuchła. Indonezyjczycy do wulkanów podchodzą spokojniej niż ci, którzy znają je z telewizji. Gdy kilka tygodni temu pytałam ich o uaktywnienie wulkanu Sinabung na Sumatrze, odpowiadali – zdarza się. Gdy pytałam o Merapi – dodawali: przywykliśmy. I przypominali największą chyba erupcję świata – wybuch Krakatau z 1883 roku, gdy huk słychać było z odległości ponad 3000 km, a słup wyrzucanego przez wulkan pyłu sięgał wysokości 27 km.

Dlatego i tym razem mieszkańcy Jawy czekali, co zrobi Merapi. Część odmówiła ewakuacji, choć w rejonie bezpośredniego zagrożenia mieszka 50 tysięcy ludzi.

Przewodnik, który oprowadzał mnie na początku października po wulkanicznym parku u stóp Merapi, wydawał się niczym nie przejmować, choć mocno dymiący już wówczas krater pozwalał sądzić, że Merapi się budzi.

Wulkany Indonezji to jeden z głównych celów wycieczek turystów. Również na Bali. Nad wyspą góruje Agung (3142 m n.p. m.), który w latach 60. podczas swej ostatniej erupcji zabił kilkanaście tysięcy ludzi. Drugim balijskim obiektem zainteresowania turystów jest Batur (ok. 1700 m n. p. m.), który dał ostatnio znać o sobie dziesięć lat temu. Dziś u jego stóp zalega pas skał wulkanicznych wykorzystywanych m.in. na budowach.

I na koniec perełka – Kelimutu na wyspie Flores (ostatnio dawał o sobie znać w latach 60.), który słynie z trzech kraterów. W każdym znajduje się jezioro w innym kolorze.