Indyjski minister zdrowia i polityki społecznej uznał, że najlepszym sposobem na ograniczenie liczby urodzeń będzie oglądanie telewizji. – Jeśli będzie prąd w każdej wiosce, mieszkańcy będą do późna oglądać seriale. Kiedy się skończą, ludzie będą zbyt zmęczeni, aby mieć ochotę na płodzenie dzieci, i od razu pójdą spać – oświadczył minister Ghulam Abi Naza. Polityk zaapelował, aby nie traktować jego słów jako dowcipu i wezwał rząd do przyspieszenia elektryfikacji kraju.

– Z badań wynika, że można w ten sposób ograniczyć wzrost populacji o 80 proc. – przekonywał.

 

 

Zdaniem ekspertów to rzeczywiście nie jest dowcip. – W latach 70. władze Indii zauważyły, że w wioskach, do których doprowadzono prąd, znacznie spadła liczba urodzeń. Stąd mogły wyciągnąć wniosek, że to efekt oglądania telewizji, słuchania radia czy innych rozrywek, które zastąpiły mieszkańcom seks – tłumaczy „Rz” dr Gour Dasvarma, pochodzący z Indii `demograf z Uniwersytetu Flinders w Adelajdzie.

Indyjskie władze są zdesperowane, bo muszą szybko znaleźć sposób na ograniczenie przyrostu naturalnego, który wynosi ponad 1,5 proc. Jeszcze na początku lat 90. na subkontynencie indyjskim mieszkało 850 milionów ludzi. Od tamtej pory populacja wzrosła do 1,2 miliarda. Rozmnażając się w tym tempie, Indie za 20 lat staną się najludniejszym krajem świata, prześcigną Chiny (obecnie 1,32 mld).

Demografowie alarmują, że w Indiach, które zajmują zaledwie 3 proc. lądowej powierzchni globu, mieszka już 17 proc. ludzkości. Dalszy wzrost populacji grozi wybuchem społecznych konfliktów i załamaniem systemu socjalnego państwa.

– Kolejne dziesiątki milionów dzieci trzeba będzie wykarmić, wysłać do szkół i znaleźć dla nich domy. To wszystko dzieje się w regionie, który jest na to najmniej gotowy – ostrzegała niedawno ONZ.

 

 

Przyrost naturalny w Indiach gwałtownie przyspieszył w połowie zeszłego wieku, kiedy dzięki rewolucji w rolnictwie kraj rozwiązał problem głodu. Już 50 lat temu po raz pierwszy władze próbowały ograniczać wzrost populacji, a Indie stały się pierwszym państwem na świecie, które wprowadziło politykę planowania rodziny. Próbowano przeróżnych metod. W latach 60. w stanie Kerala kobietom, które urodziły więcej niż troje dzieci, zaczęto odmawiać prawa do urlopu. W czasie kiedy krajem rządziła premier Indira Gandhi, przez krótki czas wdrażano program przymusowych sterylizacji. Kiedy nie dało się siłą, spróbowano po dobroci.

 

 

Władze niektórych stanów do niedawna oferowały finansową nagrodę mężczyznom w zamian za poddanie się zabiegowi wasektomii polegającemu na podwiązaniu nasieniowodów. Okazało się jednak, że wiele osób zgłaszało się na zabieg kilka razy, aby tylko wyłudzić pieniądze. W okręgu Shivpuri w stanie Madhja Pradesz, znanym z kultury macho, władze postanowiły więc zachęcać mężczyzn obietnicą szybszego wydania pozwolenia na broń.

Od pół wieku Indie starają się ograniczać przyrost naturalny. Próbowano jużi siłą, i po dobroci

Działania władz i rozwój ekonomiczny Indii przyniosły częściowy skutek. Indyjskie kobiety rodzą dziś średnio troje dzieci, a nie jak jeszcze kilka dekad temu – sześcioro. Ale zdaniem władz to wciąż o wiele za dużo. Według ministra zdrowia wielkim problemem jest tradycja zawierania ślubów przez nastolatków, którzy niewiele wiedzą o metodach planowania rodziny.

– Wprowadzimy system nagród dla par, które zdecydują się na ślub dopiero w wieku 30 lat – zapowiada Ghulam Abi Nazad.

 

 

Wpływ na wysoką liczbę urodzeń ma także chęć posiadania męskich potomków. Podobnie jak w Chinach biedne rodziny na wsi uważają, że synom łatwiej będzie zapewnić opiekę rodzicom. – Wpływ ma na to także religia. Wyznawca hinduizmu wierzy, że nie zazna zbawienia, jeśli nie doczeka się męskiego potomka. Wiele rodzin decyduje się na kolejne dzieci, dopóki nie trafi się im chłopiec – mówi dr Dasvarma. Jego zdaniem coraz więcej rodzin zaczyna sprawdzać płeć dziecka i jeśli ma im się urodzić dziewczynka, decydują się usunąć ciążę.

Eksperci są zgodni, że Indie nie mają szans na wdrożenie polityki jednego dziecka, która w Chinach zmniejszyła przyrost naturalny do 0,6 proc.

– Chiny to kraj totalitarny i władze mogły zmusić społeczeństwo do posłuszeństwa. W demokratycznych Indiach jedyny sposób to edukowanie. W tym sensie dostęp do telewizji na terenach wiejskich może rzeczywiście odegrać pozytywną rolę – podkreśla Das-varma.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora w.lorenz@rp.pl