[link=http://www.rp.pl/galeria/2,1,293344.html][b]Zobacz galerię zdjęć[/b][/link]
Hindusi wybierają 543 parlamentarzystów. Głosowanie zaczęło się w czwartek i potrwa pięć tygodni. Odbywa się w kilku etapach, w ponad 180 tys. lokali wyborczych – od leżących w Himalajach wiosek liczących kilka rodzin, po wielomilionowe metropolie, takie jak Hajderabad, pierwsze z siedmiu gigantycznych miast Indii, w którym oddano głosy. Hajderabad był testem dla klasy średniej i najmłodszych wyborców, którzy dotąd uczestniczyli w wyborach niechętnie.
Wcześniej najwyższą frekwencję notowano wśród najbiedniejszych i niewykształconych. Tym razem w najzamożniejszych dzielnicach Hajderabadu do lokali wyborczych trzeba było stać w półtoragodzinnej kolejce – przyszło o 30 procent więcej osób niż podczas poprzednich wyborów.
[srodtytul]Palec umoczonyw atramencie[/srodtytul]
Wielu głosujących to młodzi, należący do 100-milionowej grupy Hindusów, którzy pierwszy raz mogą skorzystać z praw wyborczych. Do głosowania namawia ich w spotach telewizyjnych między innymi Aamir Khan, jeden z ulubionych aktorów Bollywood. W całym kraju prowadzona jest również akcja promująca demokrację wśród najmłodszych: umoczony w atramencie palec wskazujący – potwierdzający udział w głosowaniu – stał się modnym symbolem.
Po listopadowych zamachach w Bombaju i jesiennym kryzysie na giełdach młodzi Hindusi – najbardziej dynamiczna, niecierpliwa i głodna sukcesu grupa nad Gangesem – chcą mieć wpływ na politykę wewnętrzną. Domagają się przede wszystkim odmłodzenia i dekryminalizacji polityki indyjskiej.
Wśród kandydatów do Izby Ludowej parlamentu 16 procent ma wyroki sądowe. Za winnych w sprawach karnych uznano m.in. 51 parlamentarzystów z najbardziej dotkniętego przestępczością stanu Bihar. Pochodzący stamtąd Lalu Prasad Ya- dav jest jednym z największych łapówkarzy, ale został szefem rządu stanowego. Jako minister kolejnictwa podniósł z upadku Koleje Indyjskie (nazywane największym pracodawcą świata) i jest jednym z kandydatów na premiera. Wśród jego rywali są niemal same siwe głowy, on sam ma 62 lata.
[srodtytul]Starzy nie pamiętają o Youngistanie[/srodtytul]
Indyjskie społeczeństwo jest młode – dwie trzecie obywateli nie skończyło jeszcze 35. roku życia – natomiast w centrum polityki stoją ludzie starzy.
Gdy w 1951 r. prace zaczynał pierwszy parlament niepodległych Indii, zasiadało w nim ponad 100 polityków przed czterdziestką, teraz większość stanowią 70- i 80-latkowie. Hindusi cenią doświadczenie i sędziwy wiek wyżej niż Europejczycy, ale coraz wyraźniej widać, że przedwyborczym dyskusjom leciwych kandydatów towarzyszy retoryka przeszłości: liderzy Indyjskiego Kongresu Narodowego wciąż powtarzają mantrę o równości społecznej, ignorując dramatyczne zmiany, jakich indyjskie społeczeństwo doświadczyło w wyniku ekonomicznego boomu. Jest mowa o tanim ryżu dla najuboższych, ale nic o szansach i przyszłości tzw. Youngistanu (od połączenia słów young – młody i Hindustan – Indie).
Największa opozycyjna Partia Ludowa, sprzyjająca drobnym przedsiębiorcom, lansuje konserwatywny hinduski nacjonalizm i sprzeciwia się m.in. obecności w Indiach takich globalnych firm jak Wall-Mart, a właśnie dzięki zagranicznym inwestycjom przed młodymi Hindusami otworzył się świat błyskawicznych karier. Dziś najjaskrawszym symbolem indyjskiego skoku (i towarzyszących mu paradoksów) są tysiące świetnie rokujących prawników i informatyków, zatrudnionych w biurowcach Delhi i Bombaju, a po pracy wracających do domów w slumsach.
O wydatkach na edukację i programy zatrudnienia dla młodych w kampanii mało kto wspomina. Teraz, gdy wybory wkraczają w najbardziej emocjonującą fazę, indyjscy liderzy wystawiają sobie złe świadectwo. Kampania przypomina festiwal kompleksów i wzajemnych oskarżeń, a zamiast telewizyjnej debaty między urzędującym premierem Manmohanem Singhiem a jego głównym rywalem Lalem Kriszną Advanim toczy się wymiana obelg.
[srodtytul]Taniec demokracji[/srodtytul]
Samym rozmachem kampania przypomina tę amerykańską sprzed kilku miesięcy. Kandydaci przemierzają tysiące kilometrów, występują na kilku wiecach dziennie. Szefowa Kongresu Narodowego Sonia Gandhi, z pochodzenia Włoszka, udowadnia swą hinduskość, przemawiając w różnych dialektach, a 81-letni Advani unowocześnia image, odwiedzając siłownie i opowiadając w mediach, że nie rozstaje się z iPodem.
Ten „taniec demokracji”, jak o wyborach piszą dzienniki indyjskie, potrwa do 16 maja. Pod względem bezpieczeństwa rząd najgorsze ma już za sobą: w pierwszej turze głosowały m.in. stany Orissa, Jharkhand i Andhra Pradesz, najbardziej zagrożone atakami maoistów, w zamachach zginęło 16 osób. Spokojnie było jednak w Jammu, a muzułmańscy przywódcy w Kaszmirze pierwszy raz od15 lat nie będą wzywać do bojkotu wyborów.
W graniczących z Pakistanem rejonach zwiększono jednak środki bezpieczeństwa. Indyjskie służby specjalne poinformowały bowiem, że do Doliny Kaszmiru przedostają się nowe grupy talibów.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki:
[mail=p.wilk@rp.pl]p.wilk@rp.pl[/mail]