Każdy pobyt w Bombaju zaczynam od wypicia tam herbaty kupionej u ulicznego sprzedawcy. Pod Tadż Hotel przychodzą wszyscy – chcą zobaczyć spektakularny świt nad zatoką i obserwować, jak tuż po wschodzie słońca zaczyna się kłębić życie.

W ułamku sekundy robi się tłok: pełno sprzedawców, pucybutów, taksówkarzy i randkowiczów. Zgiełk trwa do późnej nocy, na tyłach hotelu nie ustaje nigdy, ponieważ mieszczą się tam bary i nocne kluby. Trzeba tragedii, by uliczki wokół Tadż opustoszały.

Ale nawet jeśli w wyniku zamachu życie zatrzymało się w południowej części miasta, kilkaset metrów dalej biegnie niezmiennym rytmem. Zamachy nie są tu rzadkością, a mumbaikarzy (tak mówią o sobie mieszkańcy) są ze strachem zaznajomieni. To miasto nieraz widziało zamieszki i wybuchy.

Ale ważniejsze, że każdy mieszkaniec Bombaju codziennie widuje ludzkie nieszczęście, bo ono jest wszechobecne, leży – dosłownie – na ulicy. Głodni i bezdomni żyją na chodnikach, wciąż rosną slumsy. Procentowo więcej mieszkańców Bombaju zajmuje te sklecone z byle czego chatki niż normalne budynki. Choć miasto cieszy się renomą najbardziej szykownego w Indiach, życie tu jest ciężkie, bardziej dokuczliwe niż w Delhi i Kalkucie. Także dla bogaczy.

Bombaj jest potwornie przeludniony, w małych mieszkaniach cisną się wielodzietne rodziny, a ceny nieruchomości są niebotyczne. Wszyscy brną do pracy w wielogodzinnych korkach, w monsunie trzeba doliczyć nawet godzinę ekstra. Tłok jest taki, że wepchnięcie się do pociągu w godzinach szczytu graniczy z cudem.

Uciążliwe są przerwy w dostawach prądu, notorycznie brakuje wody. Poza piękną wiktoriańską zabudową Bombaj to kilometry gęsto poutykanych brzydkich bloków, których fasady zżera wilgoć. Kanalizacja nie nadąża z usuwaniem nieczystości – im dalej od oceanu, tym silniej czuć duszący fetor.

A jednak w powietrzu unosi się też coś innego – podniecenie i energia, których nie czuć w Delhi czy Madrasie. Bombaj jest miastem bogatych biznesmenów, bijącej rekordy giełdy, uwielbianych gwiazd filmowych i renomowanych lekarzy – stolicą sukcesu. Ta niezwykła aura towarzyszy mu od czasów kolonialnych – dla Brytyjczyków był najwspanialszym miastem ich najwspanialszej kolonii. Teraz Hindusi traktują go jak klejnot – nigdzie indziej nie są tak dumni, tak pewni swoich możliwości.