Tajlandzki premier Somchai Wongsawat odrzucił apel szefa armii generała Anuponga Paochiny o rozwiązanie parlamentu i rozpisanie nowych wyborów. Populistyczny rząd nie ustępuje, choć opozycja eskaluje protesty, okupując m.in. międzynarodowe lotnisko Suvarnabhumi w Bangkoku. – Premier mówił wiele razy, że się nie podda, gdyż został demokratycznie wybrany – podkreślił rzecznik rządu Nattawut Saikuar.

Samolot, którym Somchai wrócił do kraju ze szczytu Azja – Pacyfik w Peru, musiał lądować na lotnisku wojskowym. W stolicy krążyły pogłoski, że wkrótce rząd ogłosi stan wyjątkowy.

Również liderzy rojalistycznej opozycji nie wydawali się skłonni do kompromisu. Ludowy Sojusz na rzecz Demokracji (PAD) nie zgodził się wycofać swych zwolenników z lotniska, do czego wzywał generał Anupong. – Jeśli rząd nie ustąpi, my też nie ustąpimy – powiedział rzecznik PAD Suriyasai Katasila. Na lotnisku koczowały trzy tysiące zagranicznych pasażerów, którym protesty uniemożliwiły opuszczenie Tajlandii. Poprzedniej nocy uzbrojone w metalowe pręty bojówki PAD sforsowały policyjne kordony i zajęły terminale obsługujące codziennie około 700 lotów. Następnie wtargnął tam tłum demonstrantów, kompletnie paraliżując pracę lotniska. Dyrektor Serirat Prasutanont odwołał wszystkie loty. – To wydarzenie zaszkodziło reputacji Tajlandii i jej gospodarce w sposób nie do naprawienia – mówił.

Zwolennicy rządu zapowiadają, że jeśli Somchai ustąpi, potraktują to jako zamach stanu i rozpoczną kontrakcję. – Wtedy na pewno będzie wojna – powiedział Agencji Reutera jeden z liderów prorządowego Demokratycznego Sojuszu przeciw Dyktaturze (DAAD). Bardziej krewcy zwolennicy rządu podjęli już zresztą działania przeciw uczestnikom protestów. Wczoraj rano ktoś rzucił dwa granaty w grupę manifestantów blokujących drogę do lotniska. Ranne zostały trzy osoby.

Organizowane przez PAD protesty trwają już od pół roku. Opozycja twierdzi, że Somchai, zaprzysiężony na premiera 25 września, jest sterowany przez szwagra i byłego szefa rządu Thaksina Shinawatrę. Ten ostatni był oskarżany o korupcję i w 2006 r. został obalony w wyniku wojskowego zamachu stanu. Sąd w Bangkoku skazał go zaocznie na dwa lata więzienia za złamanie prawa o konflikcie interesów.