Wszystko przez przylepioną mu – między innymi przez George’a Orwella – łatkę „proroka brytyjskiego imperializmu”. Lewicowi krytycy i publicyści do dziś, 72 lata po śmierci wybitnego pisarza, wytykają mu, że w jego dziełach pełno było kolonialnych, militarystycznych i rasistowskich treści.
Wszystko przez przylepioną mu – między innymi przez George’a Orwella – łatkę „proroka brytyjskiego imperializmu”. Lewicowi krytycy i publicyści do dziś, 72 lata po śmierci wybitnego pisarza, wytykają mu, że w jego dziełach pełno było kolonialnych, militarystycznych i rasistowskich treści.
Szczególnie oburza ich wiersz „Brzemię białego człowieka” (1899), który z czasem przeistoczył się w manifest brytyjskich kolonizatorów.Zgodnie z tym pojęciem Europejczycy, podbijając świat, mieli do wypełnienia szczególną misję. Jako na reprezentantach wyższej cywilizacji spoczywał na nich obowiązek opieki nad ludami tubylczymi. Mieli dostarczać im lekarstwa i nowoczesne technologie oraz budować szkoły. Towarzyszą-cy kolonizatorom misjonarze mieli zaś ratować dusze tubylców przed wiecznym potępieniem, nawracając ich na chrześcijaństwo.
Dzisiaj takie poglądy – zarówno na liberalnym Zachodzie, jak i w niepodległych już krajach Trzeciego Świata – uznawane są za wysoce niepoprawne.– Czy Rudyard Kipling był rasistą? Z dzisiejszej perspektywy zapewne tak. Był to jednak człowiek swoich czasów, który naprawdę chciał dźwignąć Hindusów do poziomu, jak mu się wydawało, wyższej brytyjskiej cywilizacji. Właśnie dlatego w niepodległych Indiach znalazł się na indeksie – powiedział „Rz” profesor Peter Havholm, autor książki „Polityka i trwoga w prozie Kiplinga”.
Wszystko jednak wskazuje, że to się powoli zmienia.
– Rudyard Kipling naprawdę kochał Indie. I pisał o nich jak nikt inny. Może Hindusi docenili wreszcie tę miłość i gotowi są mu wybaczyć uproszczenia, jakie znalazły się w jego książkach – podkreśla profesor Peter Havholm.