Niespełna pół roku temu czeski rząd zgodził się sprzedać narodową linię CSA Korean Air. Transakcja zaskoczyła wszystkich, bo za 44 proc. akcji czeskiej linii Koreańczycy zapłacili tylko 2,7 mln euro.
W lotnictwie to tyle, co nic. Na tym rynku mówi się przynajmniej o setkach milionów, bądź wręcz o miliardach. Fuzja American Airlines i US Aiwarys, na którą władze amerykańskie zgodziły się w mijającym tygodniu ma wartość 17 mld dolarów.
Pierwszym, który zyskał na koreańsko-czeskiej transakcji było lotnisko na praskich Rużynach. Korean Air zrobił sobie w stolicy Czech mini-centrum przesiadkowe, znacznie tańsze niż dotychczas wykorzystywane lotnisko we Frankfurcie nad Menem. Koreańska linia zwiększyła liczbę lotów do Pragi, a CSA rozwozi pasażerów dalej po Europie. Na Rużynach liczba pasażerów tranzytowych zwiększyła się o 200 procent. Tylko w sierpniu wyniosła ona do 2 tysiące w porównaniu z 600 rok wcześniej. W tym samym czasie Koreańczycy zerwali porozumienie z Lufthansą i zmniejszyli częstotliwość latania do Frankfurtu.
Zdaniem prezesa CSA, Philippe Moreelsa, Praga wypracowała nowy model lotniska — mini-hub do przesiadek na podróże do Azji, gdzie pasażerowie mają obiecane specjalne traktowanie gdyby z jakichś powodów doszło do poważnych opóźnień, bądź odwołania lotów. To także powód dla którego planowane są dalsze inwestycje — za 560 mln euro w tym i przyszłym roku.
Ogromną rolę odgrywa także centralne położenie Pragi - można stąd w dwie, trzy godziny, dolecieć do ważniejszych miejsc w Europie, które są tradycyjnie już odwiedzane przez Koreańczyków. CSA i Korean Air naturalnie zgrały swoje rozkłady lotów, a Philippe Moreels mówi: —Jedyne o co teraz musimy się martwić, to rozwiezienie pasażerów Koreana po reszcie Europy.
Flota linii powiększyła się o Airbusa 330, wzrosła liczba pasażerów, ale przede wszystkim linia przestała na śmierć i życie konkurować z liniami niskokosztowymi — Wizz Airem i Ryanairem, bo ma dobrze płacących pasażerów lecących z Azji i do Azji.