– Wydawało się, że azjatycka brązowa chmura to regionalny problem. Teraz zdaliśmy sobie sprawę, że bardzo szybko przemieszcza się ona na trzy – cztery kilometry w górę i rozprzestrzenia w atmosferze – powiedział prof. Veerabhadran Ramanathan z University of California, kierujący z ramienia ONZ naukowym projektem badającym zasięg tzw. atmosferycznej brązowej chmury wiszącej nad Azją. Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych (United Nations Environmental Programme – UNEP) właśnie ogłosił raport na ten temat. Jego wnioski nie są dla nas pocieszające.

[srodtytul]Prawie jak smog[/srodtytul]

Nad południowo-wschodnią Azją zalega gruba na trzy kilometry warstwa drobnych cząstek sadzy wymieszanych z ozonem, dwutlenkiem węgla i dwutlenkiem siarki oraz innymi zanieczyszczeniami przemysłowymi. Jej skład jest zbliżony do klasycznego miejskiego smogu, choć nieznacznie się od niego różni. Składają się na nią wyziewy z azjatyckich fabryk, milionów samochodów i skutki pożarów lasów.

Ta ogromna brązowa chmura rozlewa się obecnie od Półwyspu Arabskiego po zachodni Pacyfik, kładąc się – dosłownie – cieniem na najbardziej zatruwających środowisko obszarach. Udało jej się ograniczyć o 10 – 25 procent dopływ światła słonecznego do 13 największych metropolii azjatyckich. To wniosek z trwających od 2002 roku badań tego zjawiska atmosferycznego, prowadzonych przez UNEP. Przez ten czas naukowcy ze Stanów Zjednoczonych, Europy, Chin i Indii zebrali ogromną liczbę danych pomiarowych ze stacji naziemnych, statków, balonów meteorologicznych, samolotów i satelitów.

– Jednym z efektów działania atmosferycznej brązowej chmury jest zamaskowanie prawdziwego przebiegu globalnego ocieplenia na naszej planecie – mówi Achim Steiner, dyrektor UNEP.

Co to oznacza? Otóż krążące w powietrzu cząstki zanieczyszczeń mają zdolność odbijania promieni słonecznych i niedopuszczania ich do powierzchni Ziemi, która dzięki temu się nie ogrzewa.

Efekt? Na najbardziej zaciemnionych terenach promieniowanie słoneczne zmniejszyło się o jedną czwartą, ochładzając tym samym klimat nie tylko w tym regionie, ale i na całej planecie. Naukowcy szacują, że gdyby chmura się rozproszyła, temperatura globalna podniosłaby się nawet o dwa stopnie Celsjusza.

[wyimek]Brązowa chmura jest zagrożeniem dla zdrowia i wyżywienia aż trzech miliardów ludzi w Azji[/wyimek]

Naukowcy są jednak dalecy od uznania brązowej opony za dobrodziejstwo. Podczas gdy w niektórych regionach następuje ochłodzenie, inne obszary doświadczają niszczycielskich skutków wzrostu temperatury. Dzieje się tak dlatego, że chmura, utrzymując chłód u swej podstawy, nadmiernie nagrzewa się w górnych warstwach. Skutek jest taki, że zakłóca występowanie monsunów, wywołując powodzie w Indiach i południowych Chinach. Ilość deszczu spadającego w tych regionach od lat 50. ubiegłego wieku zmniejszyła się o 5 – 7 procent.

[srodtytul]Sadza na Evereście[/srodtytul]

To nie koniec strat wynikających z chmury zanieczyszczeń wiszącej nad Azją. Opadająca z nich sadza pokrywa wszystko cienką warstewką, w tym również lodowce w Himalajach, Tybecie i paśmie Hindukusz. Stacja monitorująca w pobliżu wierzchołka Everestu odnotowała poziom tej substancji taki jak w dużych miastach. Sęk w tym, że cząstki sadzy przyciągają promieniowanie słoneczne w dużo większym stopniu niż biel śniegu i lodu, co powoduje gwałtowne topnienie. Chiny odnotowały pięcioprocentowy ubytek swoich himalajskich lodowców w okresie od połowy ubiegłego wieku.

Skutki tego zjawiska są katastrofalne, bo lodowce górskie zasilają największe azjatyckie rzeki, takie jak Ganges, Indus czy Jangcy, które w efekcie występują z brzegów. Co więcej, płynąca z gór woda staje się trująca, co wpływa na los aż trzech miliardów ludzi. Raport donosi, że spośród nich około 340 tysięcy osób rocznie umiera w wyniku uszkodzeń płuc, serca i zwiększonej zachorowalności na nowotwory.

[srodtytul]Więcej światła[/srodtytul]

Trujące wyziewy z chmury uszkadzają również rośliny uprawiane w najbardziej newralgicznych regionach, do których UNEP zaliczył wschodnie Chiny, dorzecze Gangesu na terenie Indii, Pakistanu, Bangladeszu i Birmy oraz Azję Południowo-Wschodnią, w tym Kambodżę, Indonezję, Tajlandię i Wietnam. Co więcej, uprawy na tamtych obszarach otrzymują mniejszą niż do tej pory ilość promieniowania słonecznego, które umożliwia roślinom fotosyntezę.

Niejakim pocieszeniem w tym oceanie złych wieści jest fakt, iż gdyby państwa azjatyckie nagle przestały emitować zanieczyszczenia, brązowa chmura zniknęłaby w ciągu kilku tygodni. Na to jednak nie mamy co liczyć.

Tymczasem warto się pogodzić z myślą, że ta brudna opończa już dawno przestała być regionalnym problemem Azji. Co więcej, inne części globu również pracują na swoje własne brązowe chmury brudu. Nieco mniejsze twory tego typu ciążą nad południową Afryką i dorzeczem Amazonki oraz sezonowo nad Europą i Ameryką Północną. Tylko patrzeć, jak i nasze niebo zrobi się ciemniejsze.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: [link=mailto:a.stanislawska@rp.pl]a.stanislawska@rp.pl[/link]

[ramka]Brązowa chmura zanieczyszczeń nad Azją to największe tego typu zjawisko na świecie. Masy rozpylonego brudu mogą się przesuwać ponad kontynentem, obejmując zasięgiem obszary od Zatoki Perskiej po Ocean Spokojny. Taka „podróż” przez kontynent zajmuje chmurze trzy – cztery dni. Na zdjęciu powyżej widać, jak smog znad Chin smugą wlewa się nad Półwysep Koreański. Zgromadzone w powietrzu zanieczyszczenia hamują dostęp ciepła słonecznego do Ziemi, dzięki czemu, jak podaje raport UNEP, redukują temperaturę globalną nawet o 40 procent (o blisko 2 st. C). Jednocześnie nasilają ekstremalne zjawiska pogodowe, zakłócając porę monsunową i przyśpieszając topnienie lodowców. [/ramka]